GameStop map1 map2 map5

Friday, Oct 04th

Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.
Home | Artykuły | GameStop

GameStop


Jeszcze parę dni temu wielcy gracze na rynkach finansowych byli pewni, że zwykły szary obywatel nigdy nie zrozumie praw rządzących tymi rynkami i nie odkryje prostej prawdy, że to co dzieje się na Wall Street i we wszystkich innych centrach światowej finansjery, to zwykła fikcja. Że "prawa rynku" nie działają tak jak prawa natury, a kryzysy i krachy nie są zrządzeniem losu, jak trzęsienia ziemi, tylko efektem kalkulacji i zakulisowych machinacji samych graczy.


Kto wygra z Wall Street? Zdjęcie: Archiwum


Operacje giełdowe to obrót i handel nieistniejącym towarem. Akcje firm, waluty, złoto i srebro, istnieją tam tylko jako papier, ale nawet i to zostało już dawno zastąpione pikselami na monitorach komputerów. Choć wartość obrotów na giełdach idzie w miliardy a nawet w biliony, żadna transakcja nie przysparza dobrobytu, nie pomnaża majątku państwa ani narodu, ani nie wytwarza żadnych dóbr, które można sklasyfikować, dotknąć, policzyć. To najwyższa forma handlu: handel samym pomysłem na handel.

Jedną z najbardziej tajemniczych grup działających na giełdach są Hedge Funds, specjalizujące się w bardzo ryzykownych operacjach giełdowych, głównie przy użyciu środków pochodzących z pożyczek lub od zewnętrznych inwestrów. Hedge funds prawie nigdzie nie są ściśle regulowane, co pozwala na bardzo "elastyczną" politykę inwestycyjną i formułowanie własnych zasad działania. Charakterystyczną cechą funduszy hedgingowych jest ich elitarny charakter (są przeważnie otwarte tylko dla wąskiej grupy "wtajemniczonych"), oraz stosowanie zaawansowanych, szczegółowo opracowanych technik zabezpieczania się przed wahaniami rynków i przed stratami. Jest jeszcze jedna ważna cecha hedge funds: wszyscy właścicele wielkich firm hedgingowych są prawie bez wyjątku miliarderami.

Najważniejszym instrumentem hedge funds jest obstawianie na utratę wartości akcji firm, a nie tylko na wzrost i obrót cudzymi akcjami. W największym skrócie, technika ta polega na "pożyczaniu" od banków inwestycyjych, domów holdingowych i innych instytucji za nominalną opłatą akcji jakiejś firmy, szybkiej ich sprzedaży i wykupieniu po jakimś czasie po obniżonej cenie. Po zakończeniu transakcji, akcje warte o wiele mniej niż przed pożyczką, są zwracane. Wszyscy biorący udział w takiej transakcji zarbiają, oprócz właścicieli akcji, czyli prawdziwych inwestorów, zwłaszcza inwestorów-amatorów inwestujących niewielkie sumy w akcje firm. W połączeniu z tradycyjnym dochodem wynikającycm ze sprzedaży akcji, których wartość idzie w górę, obstawianie na straty gwarantuje dochód w każdej sytuacji, również wtedy, kiedy akcje firmy spadają. Stosujący tą technikę managerowie hedge funds, to "short sellers". Jednym z nich jest należący do ścisłej czołówki najbogatszych i najbardziej wpływowych sepkulantów giełdowych, George Soros. Wielki kryzys* w 2008 roku, który kosztował amarykańskiego podatnika prawie 200 miliardów dolarów (nie wiadomo na pewno jakie były prawdziwe straty) sprowokowały firmy finansowe i wielkie hedge funds. Oprócz obrotu pożyczonymi akcjami (short selling), jest też obrót akcjami całkiem fikcyjnymi, których short seller nie posiada ani nawet nie pożycza. Takie akcje sprzedawca może sprzedać inwestorowi, ale nie wywiązać się z umowy o dostarczeniu ich kupującemu (fail to deliver). Taka transakcja nazywa się "naked short selling" i choć nielegalna, jest często stosowana. Sprzedający musi zapłacić inwestorowi za niedostarczone akcje, ale po cenie bieżącej, czyli niższej. Nie jest to najwyższa forma handlu?

Nie jest już tajemnicą, że spadek wartości akcji wielu firm był i jest efektem nie tylko naturalnych czynników takich jak słabe zarządzanie albo pojawianie się nowych technologii, przez co stare przestają być atrakcyjne dla konsumentów, ale są dziełem gtiełdowych szarlatanów. Zasada jest prosta ale wymaga mocnych nerwów i firmy "skazanej" na upadek. Nie może to być firma, której akcje są nic niewarte, bo cały schemat wymaga, żeby pożyczone akcje sprzedać jak najdrożej i potem wykupić je za grosze, zatrzymując różnicę. Żeby kupić z powrotem akcje firmy za grosze, musi ona upaść, albo przynajmniej stracić dochody. Czasem da się w porzybliżeniu przewidzieć, jak długo firma "wytrzyma" i kiedy jej wartość może zacząć spadać, ale przeważnie firmy upadają powoli, nieraz całymi latami. Mało która firma ma drogie akcje, które szybko tracą wartość bez żadnego powodu, dlatego najlepsze są względnie tanie akcje, których cenę można trochę podwyższyć i łatwo obniżyć, kiedy już zaczną tracić wartość. Nie można tego oczywiście udowodnić, ale nie wydaje się żeby przepisy zabraniające surowo manipulacji wpływających sztucznie na podwyższenie lub obniżenie cen akcji były wielką przeszkodą.

Ale schemat short selling ma jedną słabą stronę, a raczej prawdziwą piętę Achillesa, o czym do niedawna wiedzieli tylko nieliczni. Wartość pożyczonych akcji musi być wywindowana jak najwyżej, żeby można je było drogo sprzedać, ale musi spaść jak najniżej, żeby można je wykupić jak najtaniej i oddać bankom. A co, jeżeli akcje mimo różnych manipulacji i najszczerszych chęci nie spadają? Albo jeszcze gorzej - idą w górę? Jeżeli akcje utrzymują wartość wbrew logice i zasadom gry, to nic wielkiego się nie dzieje, short seller popełnił błąd i po prostu nie zarabia. Problem pojawia się wtedy, kiedy akcje z jakiegoś powodu zwyżkują, choć dzieje się tak bardzo rzadko bo specjaliści wiedzą co robią, ale może się tak zdarzyć. Short sellers muszą w takiej sytuacji jak najszybciej odkupić wszystkie sprzedane już akcje bez względu na cenę i przełknąć stratę. Rozpoczyna to reakcję łańcuchową, coraz więcej agentów wykupuje akcje firmy przyczynając się do wzrostu ich wartości, co prowadzi do paniki wśród pozostałych short sellers, którzy postawili na akcje tej samej firmy, i do jeszcze większego wzrostu wartości akcji. W slangu fachowców nazywa się to "short squeeze" i bywa stosowane w "rozgrywkach" między samymi graczami, ale przeważnie na ograniczoną skalę. Prawdziwa tragedia jest wtedy, kiedy akcje osiągają wysoką cenę znacznie przewyższającą cenę kupna w bardzo krótkim czasie. Spekulanci mają mało czasu na zgromadzenie środków na pokrycie strat i zakup pozostających jeszcze na rynku, coraz droższych akcji. Każdy dzień zwłoki oznacza coraz większy dług, czasem idący w miliardy dolarów. Tak zaczyna się krach i kryzys finansowy.

Właśnie dzięki tej poważnej słabości, grube ryby z bogatego żerowiska jakim jest dla nich Wall Street, można pokonać ich własną bronią stosując te same metody co oni sami, z czego zdali sobie niedawno sprawę internetowi inwestorzy-amatorzy.

Skandal z firmą GameStop zatacza coraz szersze kręgi i już od paru dni pachnie jednym z największych skandali giełdowych w USA. Nie wiadomo jeszcze jak się skończy i kto ostatecznie padnie ofiarą tej wielkiej zawieruchy. Jedno jest jednak pewne: afera GameStop, oprócz tego, że jest najśmieszniejszą aferą w historii, jest też najbardziej symptomatyczną. Pokazała Amerykanom i całemu światu nie tylko jak działa maszyneria wielkich finansów, ale jak działa i wspoółpracuje z nią cały układ władzy, środków przekazu i wielkich korporacji i dokąd faktycznie sięga korupcja najbogatszych i najpotężniejszych elit. Dziś dzięki aferze GameStop wszyscy, nie tylko wtajemniczeni, wiedzą już, że "the game is rigged" - gra jest sfaszowana.

Wszystko zaczęło się od grupy inwestorów-amatorów działających na popularnej platformie internetowej Reddit. Używając bezpłatnej aplikacji Robinhood umożliwiającej transakcje giełdowe przez internet, członkowie grupy inwestowali na niewiellką skalę w różne przedsięwzięcia, przeważnie z miernym skutkiem, o czym świadczą tysiące wpisów i opinii, którymi dzielili się na Reddit.

Jeden z nich - 34-letni Keith Gill - zauważył (co świadczy o niezłej znajomości zawiłości giełdowych), że wiele funduszy hedgingowych pożyczyło od banków inwestycyjnych i instytucji finansowych bardzo dużą ilość akcji ("short positions") firmy GameStop, zajmującej się wypożyczaniem gier i sprzedażą akcesoriów komputerowych. GameStop, pomimo zarządzania siecią ponad 5 i pół tysiąca sklepów w USA, Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie i w  Europie, nie jest już firmą, której akcje mają jeszcze szanse na wzrost wartości. Biznes polegający na wypożyczaniu filmów upadł dawno, zastąpiony przez Netflix i wszystkie podobne firmy przeżywają swój okres schyłkowy. Było jasne, że wkrótce akcje GameStop pójdą w dół i czekające na to rekiny z hedge founds zarobią miliony na short sales.

Dzięki Reddit, Keith Gill zmobilizował wielką rzeszę drobnych inwestorów, którzy zaczęli wykupywać akcje GameStop. Początkowo miał to być podobno żart, kpina z miliarderów, którym też można utrzeć nosa, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy informacje rozchodzą się z szybkością światła i "w mgnieniu oka" można zmobilizować trysiące ludzi do prawie każdej akcji. W ciągu pierwszego tygodnia liczba indywidualnych inwestorów kupujących akcje GameStop przez aplikację Robinhood, osiągnęła prawie pięć milionów, a wartość akcji tej firmy 28 stycznia, wzrosła o ponad 1,800%. Cała sprawa przestała być zabawna. Jeszcze na początku stycznia akcje GameStop były warte 10 do 13 dolarów, a pod koniec miesiąca już ponad 460. Plecy wielkich short sellers w setkach banków i instytucji finansowych oblał zimny pot. Akcje GameStop muszą być natychmiast wykupione, obojętne za jaką cenę! Muszą zniknąć z rynku, każda minuta to tysiące albo nawet miliony dolarów strat.

Pierwszy zareagował Vlad Tenev, multimiliarder bułgarskiego pochodzenia i współwłaściciel firmy Robinhood. W środę Robinhood wstrzymał wszystkie transakcje kupna akcji GameStop indywidualnych inwestorów, co na jakiś czas powstrzymało wzrost ich wartości. Na oskarżenia o manipulację i działanie na korzyść funduszy hedgingowych, Tenev odpowiada, że decyzję o zamknięciu transakcji wymusił niespotykany i nagły wzrost zakupów akcji GameStop i wzrost wymaganych depozytów w clearing houses, a nie naciski hedge funds. Spowodowało to utratę płynności finansowej Robinhood'a i wymusiło konieczność dofinansowania firmy okrągłym miliardem dolarów. Faktycznie, Depository Trust and Clearing Corporation, największy dom rozliczeniowy obsługujący ruch akcji na Wall Street, zażądał od Robinhood'a dopłaty 3 miliardów dolarów jako zabezpieczenie dla ryzykownych transakcji klientów firmy. Przez ostatni weekend Robinhood zdołał jeszcze zdobyć od inwestorów i "wpompować" w firmę dodatkowe 2 miliardy 400 tysięcy dolarów. Do wtorku późnym wieczorem Robinhood "utopił" już łącznie 4 miliardy! W wielkich kłopotach znalazły się też firmy, które przyszły na ratunek Vlada Teneva. Melvin Capital i Citadel już straciły kilka miliardów dolarów.

Do wieczora w piątek 2 lutego 2021, duże firmy hedgingowe straciły już łącznie 19 miliardów dolarów (ponad 10 miliardów w jednym tylko dniu, w ubiegłą środę). Część tej kwoty to na razie wciąż jeszcze straty papierowe, bo akcji GameStop nikt jeszcze nie sprzedaje, chociaż nasiliła się medialna kampania "ostrzeżeń" przed toksycznymi akcjami prawie-bankrutującej firmy (co na to "przepisy" zabraniające manipulacji cenami akcji?). Niektóre media, specjaliści, politycy i poważni inwestorzy ogłaszają, że cała ta "gorączka" wokół GameStop, to niepoważna i groźna zabawa niedoświadczonych i głupich ludzi, że nie jest to prawdziwy rynek papierów, tylko jakieś wynaturzenie i domagają się stanowczej ingerencji władz - dla dobra samych internetowych inwestorów. Cel tej akcji widać jak na dłoni: szybko pozbądźcie się toksycznego towaru bo stracicie swoje oszczędności (czytaj: zanim zdrożeje jeszcze bardziej i zbankrutuje hedge funds).

Póki co to wojna nerwów, kto pierwszy "pęknie" i rzuci na rynek "trefne" akcje: short sellers, których straty przyprawiają już o zawrót głowy, czy mali inwestorzy działający na internecie, którzy wiedzą, że mogą stracić swoje wkłady kiedy akcje zaczną nurkować. Keith Gill i wszyscy inwestiorzy z Reddit mówią jednak, że trzymają się mocno i nie popuszczą aż doprowadzą wielu gigantów hedge funds do całkowitej ruiny. W poniedziałek, może dla potwierdzenia tazy o konieczności zamrożenia sprzedaży akcji GameStop z powodu utraty płynności finansowej, a nie z powodu nacisków, Robinhood odwiesił częściowo ich obrót i akcje natychmiast wzrosły o 30 procent. W międzyczasie wielu internetowych inwestorów złożyło pozwy sądowe przeciwko Robinhood, złożono też pozew grupowy (class-action suit).

Kilka dni zamrożenia transakcji zakupu akcji przez Robinhood, faktycznie spowodowało spadek ich wartości aż o 30%. Niektóre media donoszą z wielką satysfakcją, że Keith Gill stracił już 19 milionów (w domyśle, straci wszystko i jeszcze więcej, i wszyscy ci głupcy też stracą), ale tylko nieliczne wspominają, że wcześniej zdążył już zarobić 33 miliony. Gill, podobnie jak większość pzostałych z jego grupy twierdzi, że jest gotów stracić wszystko, w końcu "łatwo przyszło, to może łatwo pójść". Planują rzucić na rynek akcje GameStop dopiero wtedy, kiedy osiągną one maksymalną cenę i kiedy hedge funds pójdą ostatecznie z torbami, a oni sami staną się multi-milionerami. Bez użycia tricku z obstawianiem na bankructwo firmy.

Hedge funds bronią się jednak zaciekle i - co było do przewidzenia - wrzeszczą pod niebiosa "bloody murder". Wielka krzywda się dzieje, trzeba interweniować, zagrożone są oszczędności klientów, którymi zarządzają te fundusze. Ale to nieprawda, oszczędności klientów nie są zagrożonbe tak bardzo, jak pałace na sztucznych wyspach koło Miami i te w Malibu. William Galvin, Secretarz Stanu Massachusetts, gdzie mieszka i działa Keith Gill oświadczył, że: "to wymaga regulacji finansowych... trzeba wziąć pod uwagę zawieszenie obrotu tymi akcjami na miesiąc, zamknąć ten obrót. Mali, niedouczeni (unsophisticated) inwestorzy prawdopodobnie stracą na tym". Zalożyciel i prezes firmy Interactive Brokers, miliarder (oczywiście) Thomas Peterffy powiedział, że "dopóki regulatorzy nie wprowadzą zarządzenia o utrzymaniu tylko sprzedaży tych akcji, to cała ta sprawa może się ciągnąć bardzo, bardzo długo i przynieść ogromne straty". Wtórują im wszyscy wielcy gracze z Wall Street i wielu polityków. Tak, trzeba wprowadzić zakazy, regulacje i zarządzenia, oświadczają, ale tylko takie, które uniemożliwią małym, (unsophisticated) ciułaczom robienie tego samego co grube ryby.

Zgodnie z oczekiwaniami zachowują się też media. Platforma społecznościowa Discord zamknęła właśnie forum Wallstreetbets zrzeszające drobnych inwestorów podobnie jak to na Reddit, za "mowę nienawiści", a Facebook zlikwidował ich grupę za "eksploatację seksualną". Zdarzało się widocznie, że uczestnicy forum używali niecenzuralnego języka. Niektórzy komentatorzy sugerowali, że członkowie forum to alt-right albo naziści, były nawet podejrzenia, że całą aferą kieruje potajemnie... Kreml, czyli Putin. Tymczasem mali, niedouczeni ciułacze kupują już akcje kolejnych firm windując ich ceny.  AMC, Nokia i parę innych. Zaczyna się też "gotować" na rynku metali szlachetnych, konkretnie srebra, które z 27 dolarów za uncję poszło nagle na 30.

Co teraz zrobią ustawodawcy (regulators)? Masowe kupowanie akcji, choć szybko podnosi ich cenę, trudno uznać za manipulację, ale kto wie, może taraz właśnie się okaże, że tak? Czy zorganizowanie grupy przez internet z zamiarem wykupienia akcji po to żeby podwyższyć ich wartość i zbankrutować instytucje finansowe, można uznać za manipulację? Czy tylko w ten sposób hedge funds są jeszcze w stanie obronić się przed szturmem tłuszczy na ich finansową Bastylię? Wiele wskazuje na to, że tak. Sugerowane są komisje, śledztwa i potężne zabezpieczenia. Wypowiadają się kongresmani i senatorzy, politycy drobniejszego kalibru i największe autorytety świata finansów. Grzmią, że to klasyczny przykład nielegalnego "jump and dump", sztucznego windowania cen akcji, które potem trzeba upchnąć jakimś mniej rozgarniętym inwestorom. Ale tak wcale nie jest, grupa z Reddit znalazła po prostu lukę w grze samych graczy nikogo nie oszukując. Wszyscy ogłaszają prawie jednym głosem, że co wolno tam na górze, musi być absolutnie zabronione pośród prostego plebsu. I to właśnie jest najśmieszniejsze w tej całej aferze, która przecież zaczęła się podobno jako żart. Afera GameStop ukazała w całej krasie cynizm elit broniących swoich pozycji za wszelką cenę i niedopuszczających nikogo spoza kręgu wtajemniczonych. Dotyczy to wszystkich elit, nie tylko finansowych, co widać dziś jak na dłoni, a GameStop jest tylko jednym z ostatnich przykładów.

Hedge funds też na razie trzymają się mocno, ale mają za sobą tysiące wielkich firm, banków, funduszy różnego rodzaju, które niezwłocznie pospieszyły im z pomocą. Małych internetowych inwestorów najbardziej jednak cieszy to, że hedge funds straciły już ponad 19 miliardów dolarów i nawet jeżeli oni sami też nic nie zarobią, to straty na Wall Street są wyustarczającą nagrodą za ich wysiłek.


*) Wielomiliardowa dziura w amerykańskiej ekonomii spowodowana kryzysem w 2008 roku (blisko 200 miliardów dolarów), została "załatana" dzięki zatwierdzeniu przez Kongres specjalnej ustawy (Emergency Economic Stabilization Act of 2008) i stworzeniu funduszu TARP (Troubled Asset Relief Program), co pozwoliło na wykupienie przez rząd USA "toksycznych" instrumentów finansowych wielkich firm (za dużych aby pozwolić im upaść - "too big to fail"), co groziło podobno załamaniem systemu finansowego USA. Gigantyczne straty finansowych chochsztaplerów zostały pokryte - nie pierwszy raz - z publicznej kasy, czyli za pieniądze amerykańskiego podatnika, który płaci za to dewaluacją dolara i wzrostem cen do dziś. Dewaluacja dolara dotyczy zresztą nie tylko Amerykanów, wszak dolar jest wciąż walutą międzynarodową używaną w 90 procentach wszystkich transakcji na świecie. Dotyczy więc również przeciętnego Polaka.


Web Analytics