St. Louis No 1 map1 map2 map5

Sunday, Apr 28th

Zwiedzanie St. Louis No 1


Królewski inżynier Adrien de Pauger stworzył pierwszy plan miasta dopiero trzy lata po założeniu Nouvelle Orleans w 1721 roku. Zakładał on również budowę cmentarza. Biorąc pod uwagę, że trumny mogą nie zawsze pozostawać pod ziemią oraz że przybrzeżne tereny obniżają się w kierunku Vieux Carre, cmentarz miał powstać poza granicami miasta, po zachodniej stronie St. Peter Street. Gdyby trumny "wypłynęły" z tego miejsca, zostałyby zmyte w stronę niezamieszkałych bagien. Saint Peter Street Cemetery był pierwszym cmentarzem Nowego Orleanu - powstał około roku 1725. Uważano, że cmentarz ten znikł z powierzchni ziemi na przestrzeni lat, zmyty powodziami lub może zapadł się w podmokłym gruncie, dopóki w 1984 r., podczas wykopów pod budowę bloku mieszkalnego, nie natknięto się na trumny an i kości. Przeprowadzone przez archeologów z Louisiana State University badania dowiodły, że są to pozostałości po pierszym cmentarzu Nowego Orleanu. Grzebano na nim zarówno białych, jak i czarnych mieszkańców miasta, ale nie wiadomo kim byli ci ludzie, wiadmo tylko, że nie było tu segregacji rasowej. Podobnie było na innych, późniejszych cmentarzach Nowego Orleanu, gdzie nie występowała dyskryminacja rasowa ani wyznaniowa. Oprócz znalezionych szczątków, reliktem pierwszego cmentarza są również cegły znalezione w katedrze St. Louis, które prawdopodobnie pochodzą z murów cmentarza przy St. Peter Street.


Główna brama na cmentarz St. Louis No 1 Zdjęcie: Ameriguide


Niewiele zostało dziś z pierwszego cmentarza Nowego Orleanu. Z okresu kolonizacji francuskiej w mieście nie pozostały żadne budynki, za wyjątkiem dwóch: klasztor sióstr Urszulanek oraz odbudowany Madame John's Legacy. French Quarter dziś nie przypomina w ogóle wyglądem swojej pierwotnej architektury. Osadę francuską zbudowano w większości z drewna. Pod koniec XVIII wieku dwa potężne pożary zniszczyły większość zabudowy, pozostawiając dla administracji hiszpańskiej praktycznie pusty obszar zgliszcz. W efekcie większość tego, co stanowi architekturę dzielnicy "French Quarter" powstało w okresie władzy hiszpańskiej (tynki na ścianach, elementy z żelaza, balkony, dachówkowe dachy, dziedzińce). Groby na cmentarzu St. Louis są zrobione z tej samej cegły, pokrytej tynkiem, zaś chowanie zmarłych ponad ziemią - w kryptach znajdujących się w murze - wprowadzili również Hiszpanie. Jak większość najstarszych budynków Nowego Orleanu, Miasto Umarłych, jak nazywany jest St. Louis Cemetery, pochodzi również z okresu hiszpańskiego, po pierwszym wielkim pożarze miasta w 1788 r. Francuskie wpływy niemniej jednak, szczególnie stosowane przez architekta J.N.B. de Pouilly, ostatecznie ukształtowały ogólny charakter zabudowy i oddziaływały na budowniczych jeszcze w XIX wieku.

Nic dziwnego, że cmentarz St. Louis nr 1 założono w 1789 r. Pożar, który miał miejsce rok wcześniej strawił 80% miasta (852 drewniane budynki francuskie). Na domiar złego spalone miasto zalała powódź, po czym wystapiła epidemia. Duża liczba ofiar spowodowała brak miejsca na St. Peter Street Cemetery i jedynym wyjściem było założenie nowego miejsca pochówków. Tym razem również wybrano teren poza granicami miasta, które zdążyło się znacznie rozszerzyć w stosunku do pierwotnego planu. Ulicą graniczną była wtedy Rampart Street i po jej drugiej stronie właśnie powstał St. Louis Cemetery No 1. Podróż do zabytkowego cmentarza rozpoczyna się zatem od przekroczenia tej ulicy. Pierwszą budowlą, na jaką turysta się natknie, jest jednak najstarszy nowoorleański kościół - St. Anthony Church (dziś Our lady of Guadelupe) - który powstał, podobnie jak cmentarz, w efekcie przeprowadzania dużej ilości ceremonii pogrzebowych.

W XIX wieku epidemie żółtej febry i malarii, które systematycznie nawiedzały Nowy Orlean, przywożone były najczęściej z tropikalnych krajów na statkach przybywających do tutejszego portu. Plony śmierci były tak wysokie, że Rada Zdrowia zakazała przeprowadzania uroczystości pogrzebowych w miejskiej katedrze, gdyż obawiano się, że transportowanie ciał zmarłych ulicami do odległego cmentarza rozprzestrzeni chorobę. Dlatego władze Kościoła postanowiły zbudować kaplicę pełniącą funkcję kostnicy w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza - pomiędzy nim a Rampart Street. Początkowo używano ją do przeprowadzania pogrzebów ofiar febry. Trumny wynoszono z kaplicy i zakopywano bezpośrednio za jej tyłem, gdyż zaczynał się tam cmentarz. Dziś nie znajdzie się tam grobów, lecz ulicę Basin. W 1795 r. Hiszpanie wykopali kanał Carondelet, łączący rzeczkę St. John z miastem. W zamyśle miał on przedłużyć Basin Street do Canal Street i połączyć się z Mississippi. Połączenie to nigdy nie doszło do skutku i Canal Street stała się jedną z licznych nowoorleańskich ulic, które swe nazwy wzięły od czegoś, co nigdy nie powstało. Aby ułatwić życie handlowcom, nieco dalej wybudowano specjalny basen, gdzie łodzie mogły zawracać. Stąd nazwa ulicy - Basin Street. Najstarsza zatem część cmentarza stała się nawigacyjnym szlakiem, a później miejscem linii kolejowej. Frontowa część cmentarza została zamknięta dla pochówków, zaś centralna jego część stała się frontem. Dlatego przekraczając bramę St. Louis Cemetery należy pamiętać, że stąpa się po terenie, który kiedyś był środkiem cmentarza.

Po wejściu przez bramę główną pierwszzym grobem, który rzuca się w oczy jest piramida Varneya. Kiedyś grób ten znajdował się pośrodku cmentarza. Podobnie jak ulice Nowego Orleanu, nieregularne rzędy prezentują kilka architektonicznych stylów: grecki, egipski, barokowy i neogotycki. W Nowym Orleanie zawsze przykładano wielką uwagę do architektonicznych szczegółów zaś jedno z najbardziej pracochłonnych rękodzieł znaleźć można w grobach i pomnikach cmentarnych. Wielu najwybitniejszych rzeźbiarzy przed Wojną Secesyjną było przedstawicielami kolorowych ras.

Nowy Orlean jest miastem słynnym z dziwnych nazw ulic. Podobnie uderzające nazwy charakteryzują "ulice" St. Louis No 1. Turyści często odkrywają, że tym, co najbardziej przykuwa uwagę w Nowym Orleanie nie jest architektura, muzyka, jedzenie ani tradycje, lecz jego mieszkańcy. Cmentarz jest swoistą księgą "Kto jest kim" w historii Nowego Orleanu a zwiedzanie go jest przechadzką po historii mieszkańców.

Homer Adolph Plessy (1862 - 1925)
W okolicy środka cmentarza znaleźć można grób nowoorleańskiego szewca, Homera Plessy. Plessy był powodem w słynnej, przełomowej rozprawie w Sądzie Najwyższym Stanów Zjewdnoczonych, Plessy przeciwko Fergusson, z 1896 r.  (Brown v. Board of Education of Topeka). Precedensowy wyrok w tej sprawie wpłynął na życie milionów obywateli USA. Na ponad pół wieku ustanowił on bowiem zasadę "odseparowanie-ale-równość", wprowadzającą w rzeczywistości separację rasową, która została zniesiona dopiero w 1954 roku, po sprawie Brown przeciwko Radzie Edukacji (Brown v. Board of Education of Topeka). Do precedensu tego nigdy by prawdopodobnie  nie doszło, gdyby nie unikalny system prawny, obowiązujący w Louisianie.

Prawo w Louisianie różni się od obowiązującego w pozostałych 49 stanach USA. Oparte jest na francuskim, skodyfikowanym prawie cywilnym, nie zaś na brytyjskim prawie zwyczajowym. Na kształt louisiańskich przepisów prawnych największy wpływ miało prawo rzymskie oraz Kodeks Napoleoński. Główną różnicą jest fakt, że w prawie cywilnym decyzje prawne podejmowane są na podstawie skodykifowanych przepisów, zaś w zwyczajowym - praktykuje się wykorzystywanie precedensów, jako obowiązującego prawa. W kolonialnej Louisianie obowiązywało prawo, które w tamtym czasie nie miało odpowiednika w żadnej innej części USA.

Jednym z kodeksów obowiązujących w Louisianie, który miał bodaj największy wpływ na funkconowanie prawa w pozostałych częściach USA, był "Code Noir" (Black Code - Kodeks Czarnych), który dotyczył ludności czarnej oraz niewolnictwa. Wiele z jego artykułów było surowych, ale niektóre dawały szerokie możliwości niewolnikom, przeważnie szokujące dla mieszkańców innych części USA. Niewolnik mógł na przykład zaskarżyć swojego właściciela do sądu za wyzyskiwanie i takie procesy faktycznie miały miejsce. Przysługiwało im prawo do edukacji, mogli też wynajmować się do prac u innych właścicieli i odkładać zarobine pieniądze. W innych jurysdykcjach to właściciel mógł wypożyczyć swojego niewolnika komu innemu i żądać zapłaty, jak za wypożyczenie konia. Rodzin nie wolno było rozdzielać podczas transakcji niewolnikami. Kościół chrzcił ludność czarną oraz uznawał małżeństwa zawierane przez niewolników. Żaden niewolnik nie pracował w niedzielę, którą należało święcić. Całe rodziny, wolne białe i czarne rodziny niewolników były w tym dniu na mszy, jak przystało na praktykujących katolików. Znacznie łatwiej niż gdzie indziej było niewolnikowi wykupić własną wolność. Właściciel nie mógł zataić ceny jaką za niego zapłacił, ani odmówić mu możliwości wykupienia się z niewoli. Niewolnicy nie byli tu uważani za trzodę domową, jak woły czy konie, ale za ludzi. Niewolnych, ale ludzi. Kolorowi, wolni ludzie mogli posiadać nieruchomości i prowadzić działalność gospodarczą gdziekolwiek w Louisianie, niektórzy byli właścicielami plantacji, na których pracowali czarni niewolnicy. Wolni murzymi brali udział w kościelnych nabożeństwach i bywali w teatrach, byli częścią społeczeństwa jak wszyscy inni. Segregację rasową zneisiono w USA dopiero w 1963 roku po serii protestów w Birmingham, Alabama. Powstały też szkoły i instytucje społeczne dla czarnych. Podobnie też cmentarze - nie były podzielone rasowo. Dzięki prawom przysługującym niewolnikom i wolnym czarnym, Nowy Orlean nie był podobny do żadnego innego miasta w Ameryce z okresu niewolnictwa.

Wraz z zakupem Louisiany przez USA system prawny uległ zmianie na niekorzyść ludności afrykańskiego pochodzenia. Wprowadzono prawa, które ograniczały wolność ludności kolorowej i niewolników. Dopiero po Wojnie Secesyjnej stworzyły się możliwości na polepszenie sytuacji Czarnych. Mogli oni, na przykład, głosować. Czarni aktywiści w Nowym Orleanie utworzyli Komitety Obywatelskie, które rejestrowały głosujących. Niemniej jednak sytuację zmieniły wprowadzone w 1890 r. prawa Jima Crowa. W Louisianie przegłosowano stosowanie oddzielnych tramwajów dla czarnych i białych. Przeciwko temu przepisowi postanowiły wystąpić Komitety Obywatelskie, które skierowały sprawę do sądu. Pierwsza sprawa została wygrana. Homer Plessy był powodem w drugiej, bardziej znaczącej rozprawie. Był on w jednej ósmej pochodzenia czarnego, lecz jego skóra była wystarczająco jasna, że mógł uchodzić za białego. Chcąc zademonstrować śmieszność i arbitralność przepisów, Plessy wsiadł do tramwaju dla białych. Nikt nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie podszedł do konduktora i nie oświadczył, że z punktu widzenia prawa jest murzynem. Został oczywiście aresztowany a jego sprawa trafiła w końcu aż do Sądu Najwyższego, który w 1896 r. wydał wyrok przeciwko niemu.

Efekt przypadku Plessy'ego wykroczył poza obręb pociągu i rozprzestrzenił się na całą publiczną sferę życia w Ameryce. Segregacja rasowa, która kształtowała publiczne życie USA przez ponad pół wieku, została ostatecznie zniesiona w 1954 r. po sprawie Brown przeciwko Radzie Edukacji (Brown v. Board of Education of Topeka). Zasadę "Równy ale odseparowany" zniósł precedens, podobnie, jak kilkadziesiąt lat wcześniej inny precedens skazał miliony kolorowych mieszkańców USA na pozycję "obywateli II kategorii". Wielu historyków uważa, że sprawa Homera Plessy oraz działalność Komitetów Obywatelskich przyczyniła się do rozwoju amerykańskiego ruchu obrony praw cywilnych, zaś niewielu dziwi fakt, że zrodził się on właśnie w Nowym Orleanie - mieście Kreoli, których poczucie niezależności, szerokie horyzonty, asertywność i pewność siebie pomogły podjąć wyzwanie przeciwko amerykańskim koncepcjom rasizmu.

Bernard Xavier Philippe de Marigny de Mandeville (1788 - 1871)
Niedaleko od grobu Homera Plessy, znajduje się grób innego sławnego mieszkańca Nowego Orleanu - Bernarda De Marigny. Płyta na jego grobie na St. Louis No 1 ogłasza: "Ostatni z kreolskiej arystokracji... jedyny, który wie, jak wydać wielką fortunę z pogardliwą obojętnością". Ucieleśnia on ideał XIX-wiecznego, kreolskiego arystokraty, którego rodzina kiedyś posiadała na własność wiele z tego, co teraz jest Nowym Orleanem. Sekcja "Marigny", poniżej French Quarter, była ich plantacją. Obszar dzisiejszego miasta Mandeville był przyłączony do ich ziem, gdy Bernard próbował stworzyć "Fontainebleau on the Pontchartrain".

W wieku 15 lat Bernard De Marigny odziedziczył spadek wartości milionów dolarów. Gdy byl jeszcze młodzieńcem, wysłano go do Londynu w celu zdobycia wykształcenia i sprawdzenia, czy będzie sobie radził w biznesie. Ani w jednym, ani w drugim nie osiągnął niestety sukcesu. Jako najbogatszy nastolatek w historii świata, rozmiłował się w grze w kości, którą Anglicy nazywali "hazard". Nie osiągnąwszy sukcesu w Europie, powrócił do Ameryki, gdzie zasłynął z rozpowszechnienia tej gry, która stała się znana pod nazwą "craps". Słowo "craps" jest przykładem amerykaskiego idiomu, powstałego po zniekształceniu obcego słowa. Pierwsi Amerykanie w Nowym Orleanie, naśladując Brytyjczyków nazywających Francuzów "żabami", zaczęli określać swoich kreolskich sąsiadów "Johnny Crapadus", używając francuskiego określenia żaby. Skróconą formę tego wyrazu - craps - zaczęto odnosić do gry w kości, którą wśród Kreoli rozpowszechnił Marigny.

Tablica pamiątkowa na jego grobie zawiera zapis, że większość ze swojego bajecznie wielkiego bogactwa stracił za życia. Majątek, którym dysponował, pozwalał mu na spędzenie reszty życia nie pracując w pełnym dostatku, lecz historia jego życia okazała się bardziej brutalna. Był nie tylko magnatem finansowym, lecz także senatorem, który przyczynił się do opracowania konstytucji Louisiany, lecz mimo to skończył życie zadłużony, pracując jako urzędnik w firmie pożyczkowej i wynajmując 2-pokojowe mieszkanie przy Frenchman Street. Podczas swojego życia stracił całą fortunę, lecz historycy twierdzą, że do samego końca nie opuszczało go poczucie humoru.

Marigny wiedział, jak pozbywać się swojego majątku. Oprócz gry w kości, sprawdzonym sposobem okazały się niekorzystne transakcje biznesowe, przesadna szczodrość, burzliwe życie oraz kłótliwa żona, z którą pozostawal w separacji. Przykładów na rozdawanie pieniędzy uczył się w rodzinnym domu. Widział kiedyś, jak jego ojciec pożycza pieniądze przyszłemu królowi Francji, księciu Orleanu, Louisowi-Philippe'owi, pra-pra-wnukowi arystokraty, od którego pochodzi nazwa miastai. Louis-Philippe wyjechał do USA, dla uniknięcia rewolucji francuskiej. Był wtedy gościem rodziny Bernarda. Podczas jego pobytu, w jadalni Marignich jadano ze złotej zastawy, którą później Bernard najzwyczajniej w świecie wyrzucił do Mississippi, uważając, że fakt spożywania z niej posiłków przez regenta - zastępcę króla Francji - jest tak nobilitującym wydarzeniem, że już nikt inny nie mógłby potem z niej jeść. Faktu tego żałował Marigny wiele lat później, kiedy był już bez grosza.

Marigny odegrał kluczową rolę podczas przechodzenia Louisiany z rąk francuskich w amerykańskie, uczestnicząc w kształtowaniu pierwszej i drugiej konstytucji Louisiany, służąc w organach władzy terytorialnej oraz pracując jako przewodniczący stanowego senatu. Jego polityczny styl odzwierciedlał kreolskie korzenie. Gdy podczas jednej z kamapnii wyborczych jego amerykański przeciwnik zarzucił mu uganianie się za spódniczkami, Marigny w rewanżu zapytał swoich wyborców czy Nowy Orlean chciałby pozbawić się swoich miłosnych upodobań. Francuska część Nowego Orleanu stanęła oczywiście po jego stronie, wyśmiewając amerykański system polityczny, pruderię Amerykanów i obsesję mediów do ujawniania prywatnego życia osób piastujących publiczne stanowiska.

Najwięcej śladów po osobie Bernarda De Marigny można znaleźć na ulicach Nowego Orleanu. W mieście sławnym z dziwnych nazw ulic, Marigny ochrzcił ich więcej niż ktokolwiek inny. Gdy popadł w kłopoty finansowe i był bliski bankructwa, wyprzedawał swoją plantację, tworząc sekcję rezydencji nazwaną "Marigny", w której nadawał ulicom nazwy od swoich ulubionych rzeczy, zajęć lub pasji. Naturalnie znajduje się tam Craps Street (Ulica Gry w Kości), Pleasure (Przyjemność), Benefit (Korzyść) oraz Treasure (Skarb). Jego pomysłu są też nazwy: Abundance (Obfitość), Music (Muzyka), Humanity (Ludzkość), Poets (Poeci), Duels (Pojedynki), Peace (Pokój), History (Historia) oraz Elysian Fields (Pola Elizejskie).

Najsławniejsza jest jednak julica Desire (Pożądanie), od której nazwano tramwaj do dziś jeżdżący po Nowym Orleanie - Streetcar Named Desire. To jednsk nieprwda, że nazwę tej ulicy nadał Marigny. Faktycznie nazwę ulicy - która nie ma nic wspólnego z pożądaniem - nadał bogaty plantator Robert Gautier Montreuil na cześć swojej córki, Desiree Montreuil. Nazwa ulicy była inspiracją do napisania jednej z najsławniejszych amerykańskich sztuk teatralnych. Autor "Tramwaju Zwanego Pożądaniem", Tennessee Williams, który bywał w New Orleans i lubił odwiedzać Miasto Umarłych, gdyż, jak twierdził, znajdował tam natchnienie, nie napisał jej jednak w Nowym Orleanie, ale podczas wakacji w 1947 roku w Key West na Florydzie. Jak na ironię, przy ulicy Craps (Gra w kości) stoją do dziś trzy kościoły, co stało się powodem zmiany jej nazwy na Burgundy. W międzyczasie gra w kości zdobyła Amerykę, stając się niemal narodowym hobby tamtych zawadiackich czasów.

Obok ulicy Desire (Pożądanie), biegnie ulica Piety (Pobożność), nazwana tak przez Marigny'egio. Desire Street i Piety Street, stanowią humorystyczny, ale mimo to prawdziwy element Nowego Orleanu, na którym, jak się wydaje, Tennessee Williams mógł sobie poużywać do woli w swojej sztuce.

Ulica, przy której mieszkało wiele kobiet "quadroon", Marigny nazwał Love Street. Małżeństwa zamożnych Kreoli bywały często tylko i wyłącznie transakcjami biznesowymi, mającymi na celu zachowanie majątków rodzinnych, dlatego miłość znajdowano w Nowym Orleanie u kochanek - tzw. quadroons. Louisiana była miejscem, gdzie bogaci mężczyźni nie tylko oficjalnie żyli z kochankami różnych ras, ale również jedynym miejscem w Ameryce, gdzie były one dobrze traktowane. Panowie zapewniali im domy, a dzieciom z takich związków dawali swoje nazwiska, wykształcenie, a nawet prawo do spadku. Inne społeczności w Ameryce stroniły od nieślubnego potomstwa a związki pozamałżeńskie były potępiane i starannie ukrywane. Ujawnione "podwójne życie" zrujnowało karierę niejednego polityka jeszcze w naszych, tak bardzo liberalnych czasach (Clintn). Nowy Orlean był absolutnym rekordzistą pod względem liczby dzieci ze związków z quadroons, a ulicę, przy kórej mieszkało najwięcej takich rodzin, Marigny nazwał Ulicą Dobrych Dzieci. Dziś ulica ta jest częścią St. Claude Avenue.

Katolicy, Kreole i inni


W sekcji katolickiej rzucają się w oczy dwa groby ludzi związanych z gubernatorem Claiborne: jego drugiej żony Clarice Duralde oraz Daniela Clarka, człowieka o złej sławie, z którym gubernator pojedynkował się. Daniel Clark, bogaty irlandzki kupiec, był amerykańskim konsulem w Louisianie przed jej zakupem. Jemu przypisuje się namówienie Thomasa Jeffersona do przeprowadzenia największej transakcji w historii obrotu nieruchomościami. Później był delegatem Louisiany do Kongresu USA, ale zapamiętany został bardziej dzięki skandalowi. Został bowiem oskarżony o uczestnictwo w spisku Aarona Burra. Uważa się, że Burr, były vice-prezydent USA i zabójca Alexandra Hamiltona w pojedynku, zaplanował spisek mający na celu przejęcie części Louisiany oraz Texasu i przyłączenie ich do Meksyku. Oczywiście nie udało mu się zrealizować planu, lecz groźba takiej zdrady została wzięta poważnie, gdyż Burr miał do czynienia z bardzo wpływowymi ludźmi. Jednym z nich był Daniel Clark, którego oskarżono o współudział w spisku. Gubernator wydał nakaz aresztowania Clarka. Ten w odpowiedzi wyzwał Claiborne'a na pojedynek. W innych częściach Stanów wyzywanie gubernatora byłoby wzięte za niesmaczny żart, lecz nie w Louisianie. Musiał on podjąć wyzwanie, gdyż inaczej straciłby twarz w dopiero co przejętym terytorium. Konieczność ta była upokarzająca sama w sobie, a efektem kłopotliwego pojedynku był postrzał w nogę, który otrzymał gubernator, przegrywając tym samym walkę. Jak widać, nowy zawód Claiborne'a okazał się ryzykownym zajęciem.

Myra Clark Gaines (1803 - 1885)
W grobie rodziny Clarków spoczywa również córka Daniela Clarka, Myra Clark Gaines. Nagrobna płyta pamiątkowa zawiera napis "Córka Daniela Clarka i Zulime Carriere". Przez większość życia parę tą uważano za bezdzietną i żyjącą bez ślubu. Zulime była początkowo kochanką Daniela. Jej niewygodna ciąża zbiegła się w czasie z Zakupem Lousiany. W obawie, że przeszkodzi ona Clarkowi w uczestnictwie w Zakupie Louisiany, wynajął on kogoś do wychowania dziecka. W końcu para pobrała się, lecz zanim to się stało, musiała odegrać się prawdziwa opera mydlana. Największą przeszkodą ich małżeństwa był fakt, że Zulime była żoną kogoś innego. Z sytuacji wybrnęła dowiadując się, że jej mąż, Jerry des Grange, poślubił drugą żonę - w Philadelphii. Kobieta rozpoczęła swoje własne śledztwo. Pomimo, że kościół, w którym jej mąż zawarł ślub spłonął doszczętnie zaś ksiądz, który udzielał ślubu zmarł, zdołała odszukać dowód zawarcia tego małżeństwa. Daniel Clark pojawił się w Philadelphii w ten sam weekend i poślubił Zulime potajemnie. Wydaje się, że nawet zbyt potajemnie, gdyż oboje zapomnieli o składanych sobie dozgonnych przyrzeczeniach. W ciągu kilku nastepnych bowiem lat oboje byli już małżonkami innych osób.

Fakt, że para, z której związku narodziła się Myra Clark Gaines, była legalnie małżeństwem, miał kolosalne znaczenie. W Louisianie obowiązuje bowiem prawna doktryna tzw. "wymuszonego spadkobiercy", mówiąca, że majątek musi pozostać w rodzinie. Daniel Clark zgromadził olbrzymi majątek w nieruchomościach, lecz jego testament w przeddzień jego śmierci zniknął w niewytłumaczalny sposób. Jego biznesowi partnerzy jednak dostarczyli zastępczy, w którym to oni wyznaczeni byli jako beneficjenci. Rodzina została pominięta. W tym czasie Myra nie wiedziała, że jest spadkobierczynią. Jednak w wieku 25 lat odkryła wszystkie niezwykłe okoliczności związane z jej urodzinami. Wiedząc, że prawnie należy się jej spadek po bogatym ojcu, rozpoczęła najdłuższą w historii Ameryki sprawę sądową. Sprawa trwała 65 lat, obarczając Myrę kosztami sądowymi w wysokości 850 tys. dolaów. Same akta sądowe, liczące 8 tys. stron kosztowały ją 30 tys. dolarów. Po przeżyciu dwóch pełnych kadencji Sądu Najwyższego, ponad 30 ławników, kilku mężów, Myra ostatecznie uzyskała prawo do spadku. Nigdy jednak nie zażądała niczego z majątku swego ojca, zaś po zakończeniu procesu była wyczerpana emocjonalnie i finansowo. Mimo to uzyskała coś o wiele dla niej cenniejszego niż spadek - jak sama powiedziała: "Moje dobre imię". Proces stał się sprawą honoru dla Myry Clark Gaines, która wyszła z niego zwycięsko.

Etienne Boré (1741 - 1820)
Niedaleko gorbu Clarka znajduje się grób innego nowoorleańczyka, którego losy również splotły się z losami gubernatora Claiborne. Boré był pierwszym burmistrzem Nowego Orleanu po tym, jak Francja odzyskała Louisianę w 1801 r. od Hiszpanii. Mówiący tylko po francusku burmistrz musiał korzystać z pomocy tłumacza podczas rozmów z gubernatorem, który mówił tylko po angielsku. Wynikająca z tego faktu frustracja skłoniła Boré do rezygnacji, którą złożył 6 miesięcy po przybyciu Claiborne'a.

Etienne Boré zasłynął jednak nie ze swojej funkcji, lecz jako pierwszy człowiek, któremu udało się zgranulować na skalę przemysłową louisiański cukier. Moment uruchomienia na jego plantacji (obecnie Audubon Park) w 1795 r. procesu granulacji cukru pochodzącego z upraw trzciny cukrowej, uważa się za jeden z kluczowych czynników, które spowodowały boom ekonomiczny regionu, trwający praktycznie nieprzerwanie aż do Wojny Secesyjnej. Trzcina cukrowa jest do dziś jedną z najważniejszych roślin uprawnych Louisiany. Po dokładnym przyjrzeniu się grobowi Boré'a, uwagę zwrócić może jeden szczegół: wygrawerowany symbol masoński. Wydawać by się mogło dziwne, że na katolickim cmentarzu pochowano Masona. Nie spotyka się tego nigdzie indziej w Stanach, ale katoliccy Masoni istnieli w Nowym Orleanie od zawsze. Właściwie gdy louisiański zakon masoński uzyskał statut w 1812 r. (w tym samym roku, kiedy Louisiana uzyskała prawa stanowe w Unii). Jego mistrz, Pierre DuBourg, był bratem arcybiskupa. Nie powinien zatem dziwić nikogo fakt, że wolnomularskie symbole widoczne są w Mieście Umarłych.

Grobowiec roodziny Barbarin
Idąc w kierunku wschodnim, w kierunku Municipal Auditorium oraz Congo Square, dotrzeć można nad grób jednej z najbardziej znanych nowoorleańskich dynastii jazzowych - rodziny Barbarin. Marmurowe płyty zawierają nazwiska znanych muzyków: Izidore, Lucien i Charles'a Barbarin. Grób ten końcowym "przystankiem" większej ilości jazzowych pogrzebów, niż jakikolwiek inny rodzinny grób w Mieście Umarłych. Na jednej z płyt widnieje napis: "Rose Barbarin Baker Colombel, Moja Droga Matka". Była ona matką Danny Bakera, muzyka, który grał na gitarze i banjo, śpiewał i pisal teksty. Był też humorystą i historykiem. Baker nie został tu pochowany, lecz w grobie swojego wuja, perkusisty Paula Barbarina, na cmentarzu St. Louis No 2. W Mieście Umarłych zaprzestano pogrzebów w niektórych grobach, gdyż stare krypty są zbyt małe, by pomieścić dzisiejsze, większe trumny.

Danny Baker był wysoko ceniony jako muzyk, będący jakby łącznikiem z przeszłością, który reprezentował tradycyjny jazz do ostatnich lat swojego życia, prawie wprowadzając go w XXI wiek. Człowiek ten, który grywał z Jelly Roll Mortonem i Louisem Armstrongiem, stał się siłą przewodnią w odrodzeniu się w Nowym Orleanie popularności jazzowych zespołów dętych w ostatnich latach. Był propagatorem nieocenionych pogrzebów jazzowych, których praktykowanie pragnął podtrzymać. Był znany nie tylko jako krzewiciel tego zwyczaju, ale słynął też ze swoich charakterystycznych, humorystycznych komentarzy i błazeństw.

Pewnego razu Danny publicznie powiedział, że na pogrzebie jednego z jego przyjaciół będzie darmowe jedzenie oraz whiskey. Oczywiście nie było to prawdą, ale zapewniło nadzwyczaj wysoką frenfencję. W swojej książce "A Life in Jazz" pisze: "Turyści którzy wracają do Nowego Orleanu zawsze pytają jazzmanów, czy jest zaplanowany lub kiedy jest zaplanowany jazzowy pogrzeb. Wtedy zwykle słyszą zabawną odpowiedź: 'Nie, nie spodziewamy się żadnego dziś ani jutro, ale jeśli masz wystarczającą ilość pieniędzy, możemy zorganizować jeden - znajdź tylko jakiegoś zabitego kota.' To zawsze powoduje salwę śmiechu." Pewien magazyn turystyczny wydrukował kiedyś artykuł, w którym umieszczone zostały najbardziej śmieszne pytania turystów wybierających się do Nowego Orleanu. Lista zawierała przypadek, w którym ludzie planujący podróż do Crescent City, rok wcześniej dzwonią, aby poprosić o terminarz jazzowych pogrzebów w następnym sezonie. W jednej ze swoich piosenek Danny Barker śpiewał o swoim pogrzebie, poetycko opisując jak ma on wyglądać. Dlatego Nowy Orlean był całkowicie zaskoczony, gdy na rok przed śmiercią muzyk oświadczył, że nie chce mieć jazzowego pogrzebu. Stwierdził, że tradycja ta została zamieniona w awanturniczy spektakl. Jak sam się żalił "robią sobie dziś kpiny z pogrzebów". Nowoorleańscy muzycy jednak uprosili jego żonę, legendarną piosenkarkę Blue Lu Barker, aby zgodziła się na własciwy dla mistrza jazzu pogrzeb. Wyraziła zgodę, ale dopiero gdy zagwarantowano jej, że ceremonia będzie pełna dostojeństwa. Taka też była.

Paul Morphy (1837 - 1884)
Bliżej bramy głównej cmentarza znajduje się grób kolejnej, znanej w świecie osobistości. Był nią rodzony nowoorleańczyk i jeden z największych mistrzów szachowych wszezhczasów - Paul Morphy. Swoją pierwszą zwycięską partię rozegrał publicznie w wieku 9 lat, pokonując generała Winfielda Scotta z Virginii, stratega, który sterował działaniami Armii Unii prowadzącymi do pokonania Konfederacji. W wieku zaś 13 lat, Korphy pokonał byłego światowego mistrza z Węgier, A. J. Lowenthala.

Po ukończeniu studiów prawniczych, w wieku 20 lat wyjechał do Nowego Yorku, aby wziąć udział w Kongresie Szachowym. Ze stu rozegranych podczas zawodów partii, zwyciężył w 97 i tym samym zdobył pierwszą nagrodę. Następnego roku pokonał najlepszych szachistów z Europy. Gdy miał zaledwie 21 lat, pomimo choroby, rozegrał zwycięską partię z ówczesnym mistrzem świata, Niemcem Adolphem Andersonem. Był na wyżynach sławy, lecz zdając sobie sprawę, że nie ma już więcej wyzwań, w wieku 22 lat przeszedł na emeryturę i nigdy już więcej nie rozegrał szachowej partii podczas zawodów. Od tej pory jego losy zaczęły prowadzić go po skierowanej w dół spirali. Na początku Wojny Secesyjnej odmówiono mu dyplomatycznego przydziału. W czasie okupacji Nowego Orleanu jego rodzina uciekła na Kubę, a stamtąd do Paryża, gdzie cieszył sie sławą mistrza szachowego. Jego umysł jednak zaczął się pogarszać i proces ten pogłębiał się z biegiem czasu. Po wojnie zaczął miewać omamy, wierząc, że ludzie chcą go zabić. Pewnego razu Murphy próbował zaatakować swojego bliskiego przyjaciela za pomocą laski. Innym razem słyszano, jak przebywając na werandzie swojego domu mamrotał po francusku zagadkowe słowa: "Zatknie on sztandar Kastylii na murach Madrytu, wśród płaczu podbitego miasta, i mały król odejdzie zmieszany." Mistrz szachowy zmarł będąc tylko tragicznym cieniem osoby, którą kiedyś był, lecz mimo to entuzjaści szachów pielgrzymują do jego grobu, często zostawiając pod nim szachownice, na których przedstawiają zwycięskie ruchy najświetniejszych partii mistrza.

Jego postać odegrała kolosalną rolę w historii amerykańskiej państwowości. W połowie XIX wieku w młodej republice stanów objawił się kryzys tożsamości narodowej, żeby nie powiedzieć kompleks niższości. Ralpf Waldo Emerson żalił się, że amerykański duch, poprzez religię, edukację i sztukę kieruje uwagę raczej za granicę. W czasopiśmie "American Scholar" napisał: "Czas naszego uzależnienia, naszej długiej praktyki uczenia się od innych krajów dobiega końca." Paul Morphy miał w tym dopomóc. Po jego szachowych zwycięstwach, Olivier Wendell Holmes ogłosił "triumf amerykańskiego intelektu" wychwalając szybkość, z jaką Amerykanie nauczyli się prześcigać, wyprzedzać i szachować resztę Stworzenia".

Marie Laveau (1794 - 1881)
Naprzeciw grobowca Morphiego znajduje się prawdziwa świątynia dla pielgrzymów - grób Marie Laveau, XIX-wiecznej kapłanki Voodoo. Kult ten rozkwitł w Nowym Orleanie, jako społeczne zjawisko, w XIX wieku. Pod przewodnictwem Marie Laveau, Voodoo rozwinął się jako biznes, źródło rozrywki oraz sposób oddziaływania na politykę. Lecz tym, czym Voodoo jest w swej czystej formie, jest religia. Ta forma kultu pochodzi z karaibskich i afrykańskich kolonii i pojawiła się w Nowym Orleanie wraz z niewolnikami.

Niewolnictwo powodowało tragiczną zmianę życiową dla Afrykańczyka sprowadzonego do Ameryki jako niewolnika. Oczywiste jest, że wierzenia i praktyki religijne, wyniesione z Afryki, uległy zmianie. Mutacja zachodniafrykańskiej, plemiennej religii "Yoruba", dała początek zjawisku znanemu jako "Voodoo". Bardziej niż ktokolwiek inny, Marie Laveau przyczyniła się do przekształcenia religijnych praktyk afrykańskich niewolników w społeczną i kulturalną instytucję XIX-wiecznego Nowego Orleanu. Jej życie w wielu aspektach ucieleśniało nowoorleański kult Voodoo.

Nowoorleańskie Voodoo jest zanurzone w Katolicyźmie. Marie Laveau, najbardziej znana osobistość związana z kultem w Północnej Ameryce, została pochowana na katolickim cmentarzu, który miał oddzielną sekcję dla Protestantów. Była ona pobożną Katoliczką, uczęszczającą niemal codzień na mszę do katedry St. Louis. Pierwsze publiczne zapiski mówiące o jej osobie pochodzą z tej właśnie katedry. 4 sierpnia 1819 r. odbył się tu jej ślub z Jacquesem Parisem.

W większym stopniu od jej poprzedników, Marie Laveau połączyła święconą wodę, katolickie modlitwy, kadzidło i kult świętych z afrykańskimi obrzędami Voodoo. Podobnie jak Nowy Orlean, tamtejsze Voodoo też jest mieszanką. Marie Laveau sama była mieszanką różnej krwi. Była córką Charlesa Laveau, bogatego francuskiego plantatora. Jej matką mogła być niewolnica pochodzenia mulackiego, wyznawczyni karaibskiego Voodoo lub kochanka "quadroon". Mogła też być po części pochodzenia indiańskiego - Choctaw. Przedmioty i czynności praktykowane w Nowoorleańskim Voodoo noszą nazwę "gris-gris". "Gris" jest francuskim słowem oznaczającym szary, wskazującym na mieszaninę białej i czarnej magii, magii którą można wykorzystać do różnych celów. Gris-gris, podstawa nowoorleańskiego Voodoo, jest zatem ideą opartą na pomieszaniu.

Podobnnie jak afrykańska religia Yoruba, na której wzoruje się nowoorleański kult, sekta Voodoo pod przewodnictwem Marie, była matriarchatem. Laveau była również impresario oraz bizneswoman, prowadzącą lukratywny interes. Ceremonie i rytuały przeprowadzane przez nią wielu odbierało jako wspaniałe, rozrywkowe przedstawienie. Królowa Voodoo wiedziała, co ustawi ludzi w kolejkach i za co zechcą zapłacić. Jej praktyki kultowe przynosiły jej nie lada zyski. Pomimo jednak, że Marie Laveau jest historyczną postacią, będącą symbolem nowoorleańskiego Voodoo, wiele zamieszania powstało wokół faktów dotyczących jej życia oraz jej grobu. Płyta nagrobna zawiera na przykład napis, że jest to "rzekome" miejsce jej pochówku.

Niektóre informacje, zapisane na płycie, dotyczą tego, co o niej wiadomo: Marie poślubiła cieślę Jacquesa Parisa, który zmarł 6 lat po ślubie. Wdowa Paris następnie został żoną kapitana Christophera Glapiona, który wsławił się w Bitwie o Nowy Orlean. Nazwiska Laveau, Paris oraz Glapion umieszczone są wszystkie na tym rodzinnym grobie. Inne informacje, np. data śmierci (1897 r.) dotyczy zaś jej córki, Marie Laveau II. Którą zatem z nich pochowano tu? Niektórzy twierdzą, że obie, inni, że żadna z nich nie leży na St. Louis No 1. Wielu uważa, że jedną z kobiet pochowano na St. Louis No 1, drugą zaś na No 2. Dyskusje na ten temat ciągle trwają, gdyż nadal istnieją rozbieżności w informacjach na jej temat a większość z nich to zwykłe legendy. Nawet jeśli ciało Marie Laveau zostało tu złożone, to nie oznacza to, że jej szczątki nadal pozostają w grobie. Kości bowiem są najpopularnieszą formą gris-gris i prawdopodobne jest, że jakiś wyznawca Voodoo zabrał je jako relikwie wkrótce po pogrzebie kapłanki.

W pewnym sensie nie jest istotne, czy Marie Laveau została tu pochowana, czy nie. Grób został uznany za jej ostateczne miejsce spoczynku i od pokoleń pobożni oraz ciekawscy odwiedzają to miejsce, odprawiając wszystkie możliwe rodzaje rytuałów i pozostawiając wszelakie przedmioty gris-gris. Weselny tort, pieprz, miód albo dopiero co zdechły szczur z koralikami z Mardi Gras, leżące przy jej grobie nie dziwią nikogo. Nigdy nie wiadomo, co można tam znaleźć następnego dnia.

Tym zaś, co z pewnością można znaleźć, są niezliczone symbole "X", widniejące na grobie Marie Laveau i na kilku innnych. Pochodzenie tej praktyki nie jest jasne, lecz z pewnością nie wywodzi się ona ze starego, miejscowego zwyczaju, jak powszechnie się wierzy. Sądząc po liczbie nagryzmolonych na grobach symboli "X", wydawać by się mogło, że legiony wyznawców Voodoo regularnie odwiedzają cmentarz. Prawdziwi jednak wyznawcy Voodoo, którzy w kulcie tym widzą sposób na życie, nie zostawili nigdy żadnego śladu na cmentarzu. Tysiące "X" są w większości rezultatem praktyk grup wycieczkowych, które zapłaciły za zapoznanie się z praktykami Voodoo. Zawsze obejmują one odłamanie kawałka cegły z innego grobu (w sąsiednich grobach nie uświadczysz cegły!) oraz wykonanie kombinacji kroków, w tym trzykrotne obrócenie się dokoła, wyrysowanie trzech "X" na grobie, pukanie w niego, otarcie stopy, kopnięcie itp. (każdy robi to zwykle inaczej), następnie zostawienie ofiary, aby wymyślone wcześniej życzenie spełniło się. Czy zatem praktyki takie są nowoorleańskim Voodoo, czy nie? Odpowiedź jest twierdząca, gdyż nie istnieje ścisła definicja wyjaśniająca, czym praktyka ta jest. Wyznawcy Voodoo tworzą rytuały spontanicznie, podczas praktykowania.

Rodzina Glapion uważa jednak, że nie jest to Voodoo, lecz wandalizm. Inskrypcje umieszczone na grobie przestają bowiem być widoczne spod radosnego graffiti, jak określa twórczość wycieczkową jeden z członków rodziny. Nawet przewodniki turystyczne zawierają poradę narysowania trzech krzyży na grobie Marie Laveau dla poszukujących szczęścia turystów. Najbardziej szokującym wydarzeniem, związanym z praktyką rysowania X-ów, była informacja podana w jednym z brukowców. Napisano w nim, że pewna kobieta wygrała 2 miliony dolarów na Missouri State Lottery po tym, jak umieściła na grobie Marie Laveau trzy krzyże.

Amanda Caroll / Arthur Smith
Minąwszy grób Marie Laveau i idąc dalej w stronę głównej bramy zobaczyć można bardziej rażący przykład wandalizmu. Na jednej z krypt w murze umieszczona jest kolorowa fotokopia kobiety, Amandy Boswell Carroll. Często nad tym obrazem znaleźć można wiele nagryzmolonych ix-ów. Usłyszeć można, jak przewodnicy wyjaśniają wycieczkom, że była ona wielką kapłanką Voodoo lat 30-tych i 40-tych XX wieku. Niektórzy nawet twierdzą, że portret przedstawia samą Marie Laveau.

Amanda Caroll, babka Arthura Smitha, nie była wyznawczynią Voodoo. Pomagała wychowywywać Arthura, który dziś jest jedyną osobą dbającą o jej grób. Zmienia on okresowo portrety swej babki i dekoruje grób. Wyjaśnia, że znaczenie grobu nie jest związane z Voodoo, lecz z faktem, że płyta zamykająca kryptę zawiera jedyne na cmentarzu, obok grobu burmistrza Moriala, fotograficzne zdjęcie osoby zmarłej. Gdy przewodnicy zachęcają do postawienia X-ów na tym grobie, dopuszczają się najzwyklejszego bezczeszczenia grobu, który jest prywatną własnością, oraz dezinformują turystów, biorąc za to pieniądze.

Pomimo wątpliwych praktyk, w efekcie których niszczone są zabytki, grób Marie Laveau zawsze był uważany za  najważniejsze miejsce nowoorleańskiej odmiany Voodoo i jest z pewnością najbardziej znanym grobem w Louisianie.

Ernest "Dutch" Morial (1929 - 1989)
Rozglądając się po cmentarzu St. Louis No 1, czasami doznaje się wrażenia, że stoi się w środku reliktu przeszłości. W pewnym sensie jest to właściwe odczucie, gdyż w ciągu roku odbywa się tu średnio tylko 25 pogrzebów. Z powodu rzadkiego używania, cmentarz popadł w ruinę. Wiele XIX-wiecznych grobowców jest dziś własnością starych, nowoorleańskich rodzin, niektórych o dużym znaczeniu historycznym. Rodzinny historyk Walter Glapion uważa, że każda osoba nosząca to nazwisko w nowoorleańskiej książce telefonicznej jest związana z Marie Laveau. Wielu uważa to za interesujące, że tuż obok grobu Marie Laveau, znajduje się grobowiec Dutch Moriala, pierwszego czarnego burmistrza Nowego Orleanu.

Dutch Morial w wielu rzeczach był pierwszy. Obok piastowania stanowiska burmistrza, był też pierwszym czarnym sędzią, pierwszym czarnym wybranym do louisiańskiej Izby Reprezentantów, pierwszym czarnym, który ukończył prawniczą szkołę L.S.U. i założycielem pierwszego banku, którego właścicielami byli czarni. Jego polityczna spuścizna pozostaje żywa w świecie polityki nie tylko w postaci utworzonych partii, ale i bezpośrednio w osobie jego syna, Marca Moriala, który jest burmistrzem Nowego Orleanu dziś (informacja z 1996 r.). Został wybrany na to stanowisko w wieku 36 lat. Politycy i prasa wyrażali się o nim dobrze, porównując jego zalety do zalet ojca.

Nicholas Cage


Pusty na razie grobowiec Nichokolas'a Cage Zdjęcie: Ameriguide


Ten popularny, urodzony w 1964 roku aktor i bratanerk wielkiego Francisa's Ford'a Coppoli, którego prawdziwe nazwisko brzmi Nicolas Kim Coppola jest jeszcze jak najbardziej pośród żywych, ale na najstarszym cmentarzu w Nowyym Orleanie kazał już zbudować swój grobowiec. Budowla w kształcie egipskiej piramidy kosztowała podobno 200 tysięcy dolarów, nie wiadomo jednak jak Cage zdołał uzyskać pzwolenie na budowę i przyszły pochówek na cmentarzu, na którym nie ma pogrzebów od kilku dziesięcioleci, poza członkami rodzin posiadających już tam grobowce lub krypty. Nie wiadomo czy Cage faktycznie zostanie kiedyś w przyszłości pochowany na St. Louis No. 1, czy też cała ta sprawa z historycznym cmentarzem to "publicity stunt", których w życiorysie tego kiontrowersyjnego aktora nie brakuje.

Sekcja Protestancka


Tylna aleja cmentarza biegnie wzdłuż najstarszego w Louisianie muru z kryptami. Niewiele pozostało płyt zamykających krypty, lecz te, które oparły się upływowi czasu dają świadectwo uderzającej różnorodności pochodzenia mieszkańców Nowego Orleanu. Zostali tu pochowani rodowici Francuzi z Bordeaux, St. Dominique (Haiti), Czesi, Kubańczycy oraz Grecy. Na St. Louis No 1 znaleźć można też groby Portugalczyków, Senegalczyków, Hiszpanów, Maltańczyków, Włochów, Irlandczyków oraz mieszkańców Martyniki i Kongo. Obok siebie znajdują się groby najbogatszych i groby nędzarzy, Kreoli i imigrantów, niewolników i wolnych, weteranów wojen, sławnych i anonimowych, słowem - cały społeczny przekrój Nowego Orleanu. Na tym cmentarzu dla wszystkich istnieje jednak jeden jedyny podział - religijny.

Kolonialna Louisiana zawsze była katolicka i cmentarz St. Louis No 1 zarządzany był przez Archidiecezję Nowoorleańską. Kościół nie zabraniał jednak grzebania tu nie-katolików, którzy najczęściej zawierali związki małżeńskie z katolikami. Po Zakupie Louisiany, do Nowego Orleanu zaczęły napływać fale amerykańskich protestantów i "Sekcję Protestancką" przekazano Episkopalnemu Kościołowi Chrystusa.

Wchodząc na Sekcję Protestancką widać znaczną różnicę w wyglądzie grobów - podobnie jak odróżnia się Garden District od French Quarter. Nowoprzybyli mieszkańcy Nowego Orleanu nie mieli skłonności do ponadziemnych pochówków. Fakt ten może dziwić, gdyż sekcja jest dużo poniżej poziomu morza. Zamiast okazałych grobów znajdują się tu niskie nagrobki w kształcie ciężkich, prostokątnych płyt, umieszczonych nad zakopaną w ziemi trumną. Dzięki pompom osuszającym Nowy Orlean szansa wypłynięcia trumny ponad grunt jest minimalna, ale legenda mówi, że w XIX wieku, gdy poziom wód gruntowych podniósł się, odwiedzający cmentarz słyszeli odgłosy pływających na tafli wody trumien, które od spodu uderzały o kamienne płyty nagrobne, przyprawiając o dreszcze odwiedzjących cmentarz ludzi.

Sekcja Protestancka jest miejscem ostatniego spoczynku wielu znaczących, nie-kreolskich osobistości. Najbardziej widocznym grobem tej sekcji jest grób rodziny pierwszego amerykańskiego gubernatora Louisiany - rodziny Claiborne/Lewis. William C. C. Claiborne pochodził z Virginii. Były senator stanu Tennessee, 27-letni Claiborne pracował jako gubernator sąsiedniego Terytorium Mississippi, kiedy został powołany przez Prezydenta Thomasa Jeffersona na podobne stanowisko w Louisianie. Przyjęcie go w praktyce oznaczało przybycie do obcego dla Williama kraju. Nie znał on żadnego języka obcego, a przede wszystkim francuskiego, co prawie całkowicie uniemożliwiało sprawne działanie urzędnika jakiegokolwiek szczebla we francuskojęzycznej Louisianie. Claiborne nie znał kreolskich tradycji ani społecznych zwyczajów, nie był nawet katolikiem. Obcy był dla niego nawet klimat.  Tym większym wyzwaniem dla niego było zadanie oddzielenia kościoła od państwa w pobożnym społeczeństwie katolickim, w którym nawet powiaty (counties) nazywa się parafiami.

Pobyt w Louisiannie nie był okresem wakacji i odpoczynku dla młodego gubernatora. Miał nie tylko zarządzać stanem, ale również zmienić mocno zakorzeniony system społeczno-prawny. Podczas swej pracy musiał borykać się z nieznanym mu prawem, różnym od spotykanego w pozostałych stanach, brakiem rozdziału kościoła od państwa oraz szerzącym się piractwem w Zatoce Meksykańskiej. Jego grób upamiętnia ciężką pracę, jaką włożył piastując swoje stanowisko oraz osobiste tragedie, których doświadczył w Louisianie. Po jego jednej stronie umieszczona jest tablica pamiątkowa jego żony, Elizy W. Lewis, po drugiej zaś jego córki Cornelii. Obie zmarły tego samego dnia na żółtą febrę.

Z tyłu grobowca znajduje się tablica jego szwagra, Micajaha Green Lewisa, który zginął w pojedynku broniąc honoru Williama. W Nowym Orleanie pojedynek był społeczną instytucją, z czym Claiborne nie spotkał się wcześniej. Sam wplątał się w kłopotliwy pojedynek z człowiekiem, który został pochowany kilka kroków od jego grobu. Pojedynki zawsze wiązały się w Nowym Orleanie z cmentarzami. Najbardziej znany nowoorleański uczestnik pojedynków, Jose "Pepe" Lula, posiadał nawet własny cmentarz!

William Claiborne poślubił później miejscową, katolicką dziewczynę, Clarice Duralde. Jej rodzinny grobowiec znajduje się tuż przy granicy sekcji katolickiej. Gubernator Claiborne został pochowany w rodzinnym grobie na St. Louis No 1, lecz w 1880 r. odbył się ponowny jego pogrzeb w związku z przenisieniem na cmentarz Metairie.

Benjamin Henry Latrobe
Benjamin Henry Latrobe był projektantem grobu Claiborne/Lewis. Sam architekt niestety nie ma własnego grobu a jego osobę upamiętnia tablica pamiątkowa na murze, w sąsiedztwie grobu gubernatora. Latrobe był uznanym w swych czasach architektem, spod ręki którego wyszły projekty takich struktur, jak katedra w Baltimore, Bank of Pennsylvania, St. John's Church oraz Decatur House w Washington D.C. Jego wpływ na amerykańską architekturę objawił się spopularyzowaniem stylu neogreckiego, który najbardziej widoczny jest w Washingtonie. Możnaby powiedzieć, że Latrobe stał się twórcą Amerykanskiego Stylu Federalnego. Do Nowego Orleanu przybył aby projektować i nadzorować prace przy budowlach związanych z wodą. Oprócz wkładu w architekturę Nowego Orleanu, pozostawił po sobie cenną spuściznę w postaci artykułów prasowych, w których znaleźć można szczegółowe relacje o zgromadzeniach niewolników w Congo Square. Jego wrażliwość i osobisty odbiór Nowego Orleanu, który właśnie przechodził transformację po przyłączeniu Louisiany do USA, skłoniły go do pisania.

Wielu nowoprzybyłych Amerykanów było zaszokowanych zwyczajami panującymi w mieście. Jeden z nich wyraził się: "Oni obchodzą niedziele tak jak my w Bostonie 4 lipca!". Początkowo Latrobe nie był przychylny nowoorleańskim zwyczajom, lecz z czasem stał się ich entuzjastą, pomimo, że był Protestantem. W jednym z artykułów napisał, że nie mógł "znaleźć żadnego potwierdzenia w całej Biblii na surowość protestanckich zwyczajów". Nadziemne chowanie zmarłych fascynowało go, dlatego zajął się projektowaniem grobów a w wyniku przemyśleń religijnych, uznał korzyści płynące z kremacji. Fakt, że przestał przykładać wagę do pogrzebów stał się niejako proroczy, gdyż miejsce jego pogrzebu do dziś pozostaje nieznane. Architekt zmarł podczas epidemii żółtej febry w 1820 r. Dwa lata później założony został protestancki cmentarz przy Girod Street, na który przeniesiono wiele protestanckich grobów ze St. Louis No 1. Latrobe był najprawdopodobniej wśród nich. W 1957 r. cmentarz ten został zlikwidowany, zaś szczątki pochowanych tam osób zostały przeniesione w inne miejsce. Wydaje się, że podczas tej przeprowadzki Latrobe zgubił się na dobre. Dlatego ta historyczna postać pozostaje dziś bez grobu, lecz z pamiątkową tablicą.

Wielu zwiedzających cmentarz dziwi jego stan. Obiekt ma ponad 200 lat i za stan większości grobów odpowiedzialne są osoby prywatne lub rodziny. Niektóre wymarły, inne przeprowadziły się, a różne stowarzyszenia i organizacje, ktore budowały grobowce i opiekowały się nimi, od dawna już nie istnieją. Nieliczne grpoby pozostają pod stałą opieką kościoła. Na cmentarzu odbywa się mniej pochówków niż dawniej, mniej pieniędzy trafia zatem na jego utrzymanie i mniej osób dba o groby bliskich. Ponadziemne pogrzeby wymagają budowy kosztownych grobowców, i mało która rodzina decyduje się na umieszczanie swych zmarłych w sąsiedztwie rozpadających się grobowców. Odwrotność tej zasady zauważyć można na przykładzie St. Louis No 3, którego kondycja jest imponująca. Powodem jest długa lista oczekujących. Z mniejszymi dochodami, starsze cmentarze niszczeją szybciej. Błędne koło, niebezpiecznie przypominające funkcjonowanie Nowego Orleanu lub dynamikę każdego współczesnego miasta przekłada się na zachowanie się mieszkańcó: ludzie opuszczają miasto, jeżeli warunki nie są sprzyjające, co powoduje zmniejszenie się dochodów miasta; jeśli pieniędzy jest mniej, jakość życia się obniża, co powoduje dalszą ucieczkę ludzi. Wątpliwym pocieszeniem jest fakt, że St. Louis No 1 nie jest jedynym obiektem w USA, cierpiącym z powodu zaniedbań. Promień nadziei pojawił się ostatnio, gdy, dzięki staraniom Archidiecezji, do St. Louis No 1 przybył znany restaurator, Perry Mathieu, który wcześniej pracował na Roch Cemetery. Po kilku tygodniach zauważyć można było znaczną zmianę wyglądu cmentarza, lecz bardziej znaczący sygnał poprawy sytuacji pojawił się, kiedy pierwszy raz od wielu lat doszło do przekazania własności grobowca. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że grób ich pra-pra-dziadka może oszczędzić im tysiące dolarów. Jedynym sposobem na przywrócenie świetności zaniedbanego cmentarza jest jego UŻYWANIE. Podobnie najlepszym sposobem na przywrócenie miastu prosperity jest spowodowanie, żeby napływali do niego mieszkańcy. Jest to najgłębsza zbieżność, którą tak wyraźnie widać w stanie cmentarza. Jeżeli Crescent City ma uchronić się przed niszczeniem, musi być rekultywowane i zamieszkane. To samo można powiedzieć o St. Louis No 1, choć to przecież Miasto Umarłych.


Web Analytics