Krótka historia Miami map1 map2 map5

Tuesday, Apr 30th

Krótka historia Miami


Niewiele miast ma tak burzliwą i pełną ważnych wydarzeń historię jak Miami. Od swoich pierwszych dni, kiedy dzisiejsze, prężne międzynarodowe miasto było jeszcze małą osadą nad Miami River, rzesze nowych mieszkańców widziały w nim bramę do lepszego jutra.

Ponad 10 tys. lat temu, wybrzeże Zatoki Biscayne, czyli miejsce gdzie dziś znajduje się Miami, zamieszkiwały grupy ludzi nazywanych Paleo-Indianami. Archeologowie mają bardzo mało informacji o ich kulturze, więcej śladów pozostawili po sobie przybyli tu kilka tysięcy lat później Indianie Tequesta. W chwili pierwszego kontaktu z białymi ludźmi populacja Indian na całej Florydzie wynosiła około 350 tysięcy, a 250 lat po przybyciu Hiszpanów większość plemion Indiańskich, w tym Tequesta, już nie istniało, wytępionych przez ospę a później Indian Creek. Tequesta próbowali się ratować emigracją na Kubę, w 1711 roku Hiszpanie wysłali nawet po żyjących jeszcze niedobitków okręty z Havany, ale większość uratowanych zmarła na tą samą chorobę zanim statki dotarły an wyspę. Do końca XVIII wieku przetrwały tylko nieliczne klany, w tym rozrzucone dookoła jeziora Okeechobee małe wioski Indian Mayaimi, od których pochodzi, "odpowiednio" zdeformowana, nazwa miasta Miami.

Od roku 1565 rozpoczął się prawie 250-letni okres panowania hiszpańskiego na Florydzie, przedzielony jedynie 20-letnim okresem brytyjskim w latach 1763-1784. Właśnie w tym roku - 1565 - Hiszpan Pedro Menéndez de Avilés założył osadę St. Augustine, rozpoczynając okres hiszpańskiej dominacji na półwyspie. Rok później Hiszpanie założyli misję na terenie dzisiejszego Miami, ale została ona opuszczona kilka lat później. Anglia przejęła Florydę jako rezultat wygrania Wojny 7-letniej - wojny o dominację w Ameryce Północnej, toczonej pomiędzy Anglią, Francją i jej sojusznikiem Hiszpanią, oraz Indianami. Floryda wróciła w ręce hiszpańskie 20 lat później, co stało się możliwe dzięki wyzwoleniu się trzynastu kolonii angielskich spod władzy Londynu. Podczas wojny z Anglią Hiszpanie wspierali zbuntowanych kolonistów dostarczając im broni, amunicji i innego zaopatrzenia. Jednym z warunków porozumienia pokojowego zawartego przez nowoutworzone Stany Zjednoczone z Anglią, było zwrócenie Florydy pod zarząd Hiszpanii.

Władze hiszpańskie starały się zasiedlić Florydę, tak aby prowincja zaczęła przynosić zyski. Polityka ta nasiliła się szczególnie podczas drugiego okresu hiszpańskiego. W 1821 r. wyczerpana wojnami Hiszpania sprzedała rządowi USA całą Florydę za 5 milionów dolarów wiedząc, że nie będzie w stanie obronić prowincji przed amerykańską ekspansją (zobacz: Krótka historia Florydy). Wojska USA od dawna zresztą całkiem bezkarnie penetrowały półwysep pod pretekstem ścigania Indian Seminole i praktycznie kontrolowały wszystkie ważniejsze punkty.

Pierwsze nadanie ziemi w rejonie Miami od rządu angielskiego uzyskał w 1766 roku Samuel Touchett, ale nie zdołał założyć tu ani osady ani plantacji, którą planował. Pierwsi biali osadnicy zjawili się tu dopiero około roku 1800. Pedro Fornells zbudował dom na wyspie Biscaine Key i formalnie tam zamieszkał, wywiązując się z wymogu osiedlenia się na nadanej ziemi. Kilka lat wcześniej wzdłuż wybrzeża na stałym lądzie zaczęli się nielegalnie osiedlać przybysze z angielskich Bahamów, uważając wszystkie ziemie na wybrzeżu za niczyje. Pod koniec angielskich rządów na Florydzie, w okolicy Miami osiedlili się licznie poszukiwacze skarbów z Bahamów i z Florida Keys, przeczesujący płycizny dookoła wysp koralowych wzdłuż wybrzeża w poszukiwaniu hiszpańskich wraków. Kilka lat później, już w drugim okresie hiszpańskim, przybyły tu pierwsze fale Indian Seminole i Lower Creek, spychanych na południe przez wojny, białych osadników i przez inne plemiona, oraz czarnych niewolników zbiegłych z plantacji w Georgii i w South Carolina (od 1623 roku Hiszpania nie uznawała niewolnictwa i każdy człowiek, który postawił stopę na ziemi hiszpańskiej, bez względu na narodowość, rasę lub pochodzenie, był uważany za wolnego, pod warunkiem, że stanie się katolikiem). Seminole przyjmowali wszystkich czarnych uciekinierów i uznawali ich za członków plemienia. Do dziś na Florydzie żyje kilka tysięcy Czarnych Seminoli, którzy nie uważają się za murzynów, lecz za Indian.

W 1830 roku, już po przejęciu Florydy przez USA, ziemie pierwszych osadników z Bahamów kupił Amerykanin Richard Fitzpatrick i założył tam plantację, na której pracowali niewolnicy. Po zakończeniu Drugiej Wojny Seminolskiej w 1842 roki i po śmierci Fitzpatricka, plantację przejął jego siostrzeniec, William English. To właśnie William sporządził plan “Village of Miami” na południowym brzegu Miami River, tam gdzie dziś znajduje się dzielnica zwana Brickell.

W 1870 roku William Brickell z żoną Mary z Cleveland, Ohio, kupili tanio duże połacie ziemi na południowym brzegu rzeki Miami. Na miejscu istniejącego tam wcześniej Fortu Dallas, Brickell założył skład towarów (trading post) i oddział urzędu pocztowego. Obydwa były czynne przez następne 30 lat. W 1891 roku niejaka Julia Tuttle, również z Cleveland, Ohio, postanowiła przenieść się na Florydę po śmierci męża, gdzie wcześniej osiedlili się jej rodzice. Miała więc gdzie się udać. Pani Tuttle nie posiadała żadnego majątku poza domem w Cleveland, ani pieniędzy, jej mąż zarządzał był bowiem dochodami rodziny gorzej niż nieudolnie. Julia była jednak bardzo przedsiębiorcza i szybko sprzedała dom w Cleveland i za uzyskane pieniądze, w swoim czteropiętrowym domu niedaleko posiadłości Brickell'ów, uruchomiła pensjonat z klubem herbatkowym dla młodych panienek. Po śmierci rodziców i sprzedaniu ich plantacji, Tuttle kupiła 640 akrów ziemi, na której dziś leży duża część Miami. Julia Tuttle była wielką wizjonerką, pierwszą kobietą bizmesu na Florydzie i szybko dostrzegła liczne możliwości biznesowe. To właśnie ona skłoniła Henry Flaglera do przedłużenia jego linii kolejowej do Miami (wtedy jeszcze Fort Dallas). W 1894 roku Florydę nawiedziły mrozy, rzecz niesłychana w subtropiku, które zniszczyły tysiące akrów cytrusów w północnej i centralnej Florydzie. Gdyby sady były tu, na południu... argumentowała pani Tuttle. Miała rację.

Miasto Miami narodziło się naprawdę wraz z dotarciem tu linii Flaglera. W 1894 r. właścicielami ziemi, na której William English zaplanował swoją Miami Village, byli już Julia Tuttle i państwo Brickell. Multimilioner i wspólnik Johna Rockefellera, Henry Flagler, który inwestował w rozwój linii kolejowej biegnącej wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy, zakupił od nich setki akrów ziemi potrzebnej mu na poprowadzenie torów. Zobowiązał się dodatkowo do pomocy przy budowie miasta i wybudował olśniewający Royal Palm Hotel, usytuowany u zbiegu Miami River i Biscayne Bay, jeden z wielu zbudowanych przez niego na Florydzie. Za jego pieniądze wybudowano też mieszkania dla robotników i kupiono działki na potrzeby urzędów publicznych. Faktycznie jednak ten wielki przemysłowiec planował zabudowę tego rejonu na długo wcześniej zanim doszło do spotkania z właścicielami ziemi.


Pierwszy pociąg Henry Flaglera w Miami, 15 kwietnia 1896 r. Zdjęcie: Florida Memory


Pierwszy pociąg przyjechał do Miami 15 kwietnia 1896 r. Opalana drewnem, sapiąca lokomotywa z wielkim dzwonem i karbidowym reflektorem na przodzie, przyciągnęła do Miami skład towarowy, w tym wagon pocztowy i bagażowy. Pierwszy skład pasażerski dotarł do miasta tydzień później. Miami rozbudowywało się już wtedy po obu stronach rzeki. Centrum stanowiła handlowa Avenue D, dzisiejsza Miami Avenue. Wraz z napływem coraz większej liczby ludności zaczęły powstawać typowe dla miast instytucje: gazeta, bank, sklepy i kościoły. Jednak tym, co odróżniało młode Miami od innych rozwijających się miast, był ogromny, superkomfortowy Royal Palm Hotel Henry Flaglera. Ten 5-piętrowy budynek zawierał 400 pokoi dla gości. Wkrótce po otwarciu w 1897 r. stał się popularnym miejscem wypoczynku najbogatszych amerykańskiej złotej ery: rodziny Rockefellerów, Carnegie i Vanderbiltów.

Na początku XX wieku Miami liczyło 1,681 mieszkańców. Podstawą ekonimii od początku miasta była turystyka. Henry Flagler był bardzo aktywny we wspieraniu rozwoju miasta, dzięki niemu uzyskano federalne fundusze na budowę potrzebnej infrastruktury dla żeglugi morskiej, m.in. głębokiego kanału, zaś linia kolejowa została przedłużona aż do Key West. Budowa tej linii to całkiem osobna i pasjonująca historia. W 1906 r. uruchomiono projekt odwodnienia leżącego na zachód od Miami obszaru zwanego Everglades - bagiennej krainy krokodyli. Akcja ta spowodowała gwałtowny wybuch zainteresowania inwestorów tymi ziemiami.

Budowa kanałów usuwających wodę z Everglades spowodowała ogrmny wzrost obrotów agnecji nieruchomościowych, które kupowały miliony akrów ziemi, aby ją wkrótce odsprzedać o wiele drożej inwestorom z najdalszych stron USA. Wiele takich transakcji okazywało się zwykłymi oszustwami, naiwnym nabywcom sprzedawano tereny zalane wodą a po odebraniu pieniędzy "agenci" ulatniali się w przysłowiową siną dal. Działki na Florydzie były tak popularne, że ogromną ilość transakcji zawarto na odległość, a przyszli właściciele posiadłości dopiero dużo później przekonywali się, że ich wymarzone miejsce w ciepłych krajach to pełne komarów i aligatorów trzęsawisko. Zorientowani w tym procederze fachowcy nazywali takie działki “ziemią na galony”. Na początku lat dziewięćdziesiątych ktoś wpadł na  ten sam pomysł i nagle we wszystkich mediach pojawiły się setki reklam i ogłoszeń zachwalających florydzki klimat i bajońskie zarobki na wspaniałych działkach. Wielu ludzi dało się nabrać i tym razem kupując podmokłe bagna, ale sam proceder skończył się bardzo szybko.

Jadna z dzielnic miasta, zwana “Colored Town”, powstała w wyniku miejskiego przepisu, który zezwalał Murzynom kupować ziemię tylko w jej obrębie. Czarne Miami rozwijało się szybko a liczba Murzynów osiągnęła wkrótce 40%. Najsłynniejsza była ulica Little Broadway z licznymi barami i nocnymi klubami, w których występowali najlepsi czarni muzycy. Czarną dzielnicę zaczęto potem nazywać “Overtown” a okres jej prosperity przerwała dopiero budowa systemu autostrad w latach 60-tych XX wieku. Przesiedlono wtedy około 20 tys. osób, czyli połowę mieszkańców Overtown.


Anons w Miami Daily Zdjęcie: Courtesy Miami Archives


Podczas hucznych obchodów 11 urodzin miasta, w 1911 r., nad Miami po raz pierwszy odbył się pokaz lotniczy. Pilot przeleciał maszyną braci Wright nad rozległym polem golfowym wybudowanym przez Flaglera. Wydarzenie to przyczyniło się do utworzenia w Miami pierwszego w USA centrum lotnictwa. Sprzyjał temu klimat oraz topografia terenu. W momencie przystąpienia USA do I Wojny Światowej działało tu już kilka szkół pilotażu. W 1912 korki na ulicach i wypadki drogowe były już taką plagą, że władze miasta wprowadziły w końcu ściśle przestrzegane ograniczenie szybkości pojazdów na terenie Miami do... 12 mil na godzinę. Gazeta Miami Daily z 10 sierpnia 1912 roku w anonsie pod tytułem "Speedning No More" doniosła, że Szef policji Ferguson nie popuści nikomu, czy to będzie człowiek na rowerze, czy w limuzynie z 40-konnym silnikiem za 5 tysięcy dolarów, biały czy czarny, bogaty czy biedny, bez różnicy, każdy będzie aresztowany i oskarżony o łamanie tego przepisu.

Od początku w mieście najszybciej rozwijała się turystyka. Wielu prominentnych gości budowało tu swoje letnie rezydencje prześcigając się w rozmachu i ekstrawagancji. Podczas budowy Villi Vizcaya, najwspanialszej rezydencji w promieniu kilkuset mil przy Brickell Avenue zwanej “Millionaire’s Row”, multimilioner James Deering zatrudnił aż 10% populacji miasta! Liczba ludności Miami rosła wtedy najszybciej w całych Stanach Zjednoczonych.


Ulica Flaglera, widok w kierunku 1st Avenue, 1920 r. Zdjęcie: Courtesy Miami Archives


W latach 20-tych ubiegłego wieku Floryda i w szczególności Miami były świadkami największego boomu na rynku nieruchomości w historii USA. W 1925 r. w Miami i jego okolicach prowadzono budowy prawie 1,000 budynków jednocześnie. Spekulanci sprzedawali oddalone od centrum o wiele mil działki z wielkimi zyskami. Na terenach dotychczasowych farm, łąk i lasów powstawała architektura reprezentująca hiszpański styl eklektyczny albo neo-śródziemnomorski. W sąsiedztwie Miami powstawały nowe miasta i osiedla: Coral Gables, Miami Shores czy Coconut Grove, a populacja całego regionu przekroczyła 100 tysięcy, co dało podstawy do ubiegania się miasta o status metropolii.


Miami po przejściu huraganu w 1926 r. Zdjęcie: Courtesy Florida Memory


W 1926 r. większość spekulantów pozbyła się swoich nieruchomości i wyniosła się z Miami, w obawie przed widmem inflacji. We wrześniu tego samego roku przez miasto przeszedł tragiczny w skutkach huragan. Tysiące budynków legło w gruzach, setki rozpoczętych konstrukcji zostało zrównanych z ziemią, a ponad 100 osób zginęło. Cały region popadł w ekonomiczną depresję 3 lata wcześniej zanim Wielka Depresja dosięgnęła resztę USA. Miastu z pomocą w najtrudniejszym okresie przyszły... linie lotnicze. Komercjalizacja lotów i ustanowienie stałych połączeń lotniczych z Miami przez Pan American Airways i Eastern Airlines przyczyniły się do wzmożenia ruchu turystycznego w Magicznym Mieście. W latach Depresji rząd federalny sfinansował jedną z pierwszych publicznych budów dzielnicy dla kolorowych. Dzięki temu przedsięwzięciu w Miami powstała nowa kolorowa dzielnica - “Liberty City”. Takich dzielnic powstały później setki we wszystkich większych miastach USA przyczyniając się do pogłębienia podziałów rasowych bardziej niż jakiekolwiek inne akcje rządowe i tworząc całe kolonie slumsów i gett. Prawie osiemdziesiąt lat istnienia tanich lub darmowych domów dla biedoty nie pomogło nikomu wydobyć się z biedy, przyczyniło się za to do kolosalnego wzrostu przestępczości. Murzyńskie getta są dziś likwidowane a mieszkańcy przenoszeni są w inne okolice.

Podczas II Wojny Światowej Miami służyło za bazę szkoleniową i koszarową dla tysięcy żołnierzy armii USA. Dowództwo Marynarki Wojennej założyło w mieście szkołę dla jednostek ścigania łodzi podwodnych, którą nazywano “Donald Duck Navy”. Miami miało nawet swój udział w kapitulacji Japonii: Paul Tibbits, dowódca słynnego bombowca “Enola Gay”, który zrzucił pierwszą w historii bombę atomową na Hiroshimę, pochodził z Miami. Swoją maszynę, B-29, pilot nazwał od imienia swojej matki, mieszkanki najbliższego sąsiedztwa miasta. Tydzień po bombardowaniu Japonia poddała się, kończąc najbardziej niszczącą wojnę w historii ludzkości.

Magic City, jak nazywa się potocznie Miami, w latach powojennych doświadczyło największego w swej historii rozkwitu. Wielu żołnierzy, którzy stacjonowali tu podczas wojny, postanowiło wrócić i osiedlić się na stałe w Miami. Mówiło się o nich, że “piasek dostał im się do butów”. Znowu ruszyły budowy na przedmieściach, a w okresach zimowych miasto zaczęły od nowa zalewać tysiące turystów. W Miami powstało nowoczesne, międzynarodowe lotnisko zaś administracyjne granice miasta znacznie powiększono. Mieszkańcy nazywali swoje miasto “Miamah”, wymawiając to słowo z typowym dla Południowców akcentem.

Gdy w 1959 r. Fidel Castro przejął władzę na Kubie wprowadzając tam komunistyczny reżim, Miami zostało zalane kubańskimi uchodźcami. Pierwszą falę emigracji z Kuby stanowiły wykształcone osoby i przedsiębiorcy, którzy porzucili swoje biznesy uciekając przed komunistami. Przybycie przedsiębiorczych emigrantów ożywiło ekonomię całego regionu. Do kolejnych fal emigracji kubańskiej dołączali uchodźcy z Nikaragui i z Haiti. Miami stało się oazą dla uciekinierów z latynoskich państw Ameryki Środkowej i Południowej, lecz ogromne obciążenie dla budżetu, jakie powodowali imigranci spowodowało, że u progu lat 90-tych XX wieku Miami było jednym z najbiedniejszych miast w USA. Nie bez znaczenia był również fakt, że wraz z napływem tysięcy imigrantów w metropolii pojawiły się nowe problemy z przestępczością, narkotykami oraz konflikty rasowe.


Griselda Blanco w latach 70-tych


Dziś, w czasach poprawności politycznej, żaden polityk nie odważyłby się powiedzieć głośno, że kryzys ekonomiczny lat 90-tych został przynajmniej częściowo spowodowany przez napływ imigrantów. Oficjalnie więc nie wiadomo dokładnie dlaczego Miami podupadło tak mocno w latach 90-tych. Tym bardziej, że niikt nie odważy się też przyznać, że wielkie inwestycje, boom budowlany, rozwój usług i turystyki lat 70-tych i 80-tych, to w wielkiej mierze efekt boomu w handlu narkotykami. Przez ponad 25 lat Miami było stolicą i głównym punktem przeładunkowycm heroiny, kokainy i marijuany na cale Stany Zjednoczone. Miami stało sie wielkim węzłem komunikacyjnym wszystkich karteli z Południowej Ameryki i gangów azjatyckich, a na miejscu działało kilkadziesiąt doskonale zorganizowanych gangów zajmujących się dystrybucją na resztę kraju. Milionowe transakcje prawie wyłącznie w gotówce musiały być gdzieś lokowane. Oprócz prania pieniędzy w zaprzyjaźnionych bankach, transferów za granicę i super-wystawnego życia lokalnych "bizmesmanów", miliardy dolarów inwestowano w lokalną gospodarkę. Ogromne inwestycje w kurorty, hotele, kasyna i kompleksy mieszkalne były w dużej mierze możliwe dzięki kokainie z kolumbijskiego Medellin. Kryzys ekonomiczny w Miami zbiegł się z prawie całkowitą eliminacją gangów przez FBI i DEA w ramach wojny z gangami narkotykowymi ("War on Drugs"). Wieloletnie wysiłki głównie agencji federalnych, a pod koniec również krwawe walki między mafiami narkotykowymi, doprowadziły do prawie całkowitego załamania się tego rynku w Miami. W 1984 roku z miasta zniknęła w obawie o swoje życie najbardziej krwawa postać lokalnej sceny narkotykowej i szefowa najpotężniejszego gangu w Miami, imigrantka z Kolumbii Griselda Blanco zwana La Madrina, a 2 grudnia 1993 roku Colombian National Police zastrzeliła podczas pościgu po dachach Medellin, szefa największego kartelu narkotykowego na zachodniej półkuli, Pablo Emilio Escobar'a. Zniknięcie Matki Chrzestnej i kilka lat krwawych wojen o jej miejsce, oraz najmocniejszy cios jakim była eliminacja kartelu Medellin, spowodowały wyschnięcie rzeki gotówki płynącej przez miasto przez ponad 25 lat. Nie ulega wątpliwości, że biznes Pablo Escobara przejął kto inny, ale Miami nie jest już centralnym punktem w dytrybucji jego produktów na USA. Chociaż kto wie, może tylko forsa jest teraz lepiej zarządzana i płynie gdzie indziej? Przez Miami w dalszym ciągu przerzucane są tony narkotyków, ale nikt nie wie ile i jakimi kanałami. Są to chyba ilości dużo mniejsze niż w latach 70-tych i 80-tych, kiedy nie było prawie żadnej kontroli tysięcy kutrów, łodzi, jachtów i prywatnych samolotów, ale nic pewnego na ten tamat nie wiadomo, a kokainę i "trawę" można w mieście kupić tak samo łatwo jak dawniej. Najwidoczniej narkotyki płyną jakąś inną drogą, bo wciąż jest ich w całej Ameryce pod dostatkiem. Wielki płot na granicy z Meksykiem może tu być niezłą wskazówką. Czy powstrzyma przerzut narkotyków? Nie wiadomo, można się jednak założyć o każdą sumę, że ceny pójdą wysoko w górę.

Obecnie w Miami żyje 150 tysięcy Kubańczyków, pozostała część społeczności to Latynosi z innych części świata, Murzyni, znaczna grupa Żydów oraz biali. W samym Miami mieszka też około 15 tysięcy Polaków. Tyle samo mieszka po drugiej stronie półwyspu, w Clearwater i w rejonie Tampy, oraz w Orlando. Polonia na Florydzie to około 30,000 - 40,000 osób. Port w Miami przyjmuje rocznie największą w świecie ilość turystów, zaś Miami Dade Community College jest największym w świecie kompleksem uczelni średnich i wyższych.


Web Analytics