Masakra w Bisbee map1 map2 map5

Sunday, Apr 28th

Przewodnik | Wybierz Stan | Arizona | Artykuły

Masakra w Bisbee


Późnym popołudniem w sobotę, 8 grudnia 1883 roku, w dzień szczególnie mroźny jak na Bisbee, pięciu mężczyzn przejechało powoli główną ulicą miasta. Zatrzymali się przed wielobranżowym sklepem Goldwater and Castaneda General Store w samym Downtown i przywiązali konie do drewnianej żerdki przed wejściem. Każdy z nich miał karabin i dwa rewolwery. Trzech mężczyzn weszło do sklepu, dwaj pozostali ustawili się przy drzwiach, z karabinami gotowymi do strzału. Jeden z właścicieli, Joe Goldwater, otrzymał polecenie opróżnienia sejfu i włożenia gotówki i wszelkich kosztowności do płóciennego worka. W tym momencie jeden z klientów nazwiskiem Duvall spróbował sięgnąć po swój rewolwer, ale nie miał żadnych szans z rewolwerowcem. Leżał poważnie ranny zanim jego dłoń dotknęła broni.
Dwóch, rozglądających się nerwowo, uzbrojonych mężczyzn przed sklepem już wcześniej zwróciło uwagę przechodniów. Ulice w Bisbee były o tej porze gwarne, ludzie spieszyli do domów, niektórzy robili zakupy, inni właśnie zmierzali po pracy do saloonów na szklankę whiskey albo na piwo, wielu czekało na dyliżans z wypłatami. Z drugiej strony ulicy dwóm osobnikom przed sklepem przyglądała się już uważnie grupka przechodniów, kilka osób podeszło bliżej. W tamtych czasach żaden mężczyzna nie wychodził na ulicę nieuzbrojony. Prawie każdy nosił po dwa rewolwery, co pozwalało na oddanie łącznie 12 strzałów. Niektórzy nie rozstawali się ze strzelbą, uzbrojone były też często kobiety. Małe rewolwery w torebkach i za podwiązką nie należały do rzadkości.

W sklepie Goldwater and Castaneda General Store, firma górnicza Phelps Dodge, właściciel Copper Queen Mine - największej wtedy kopalni miedzi w Arizonie, miała swoje przedstawicielstwo. Stał tam sejf, z którego w każdą sobotę wieczorem firmowy kasjer wypłacał pensje około 300 - 350 górnikom mieszkającycm w Bisbee. Pieniądze były przywożone z banku w Phoenix albo z Tombstone pancernym dyliżansem z obstawą prywatnych ochroniarzy, ludzi szeryfa i marshalls. W dzień wypłaty, w sejfie znajdowało sie przeważnie 7 - 8 tysięcy dolarow - kwota na owe czasy ogromna.

Tego dnia sejf był prawie pusty. Firma przewozowa nie dowiozła pieniędzy na wyplaty, bo dyliżans wlókł się wolniej niż normalnie. Niespodziewany rozwój wypadków całkiem wytrącił z równowagi trzech bandytów. Nie wiadomo było co robić. Póki co napad był udany, żaden z rabusiów nie zginąl, nigdzie nie było widać szeryfa ani jego ludzi i sejf był dosłownie w zasięgu ręki. Po krótkim namyśle zawiedzeni rabusie doszli do wniosku, że nie mogą przecież tak ot odwrócić się na pięcie i wyjść, postanowili więc ukraść co się dało, czyli obrabować sklep, właścicieli i klientów. Po otwarciu sejfu okazało się, że było w nim trochę gotówki (niektóre przekazy podają liczby od $900 do $3,000), paręset dolarów było w kasie i w kieszeniach klientów. Rabusie zwlekli z łóżka leżącego na zapleczu chorego współwłaściciela sklepu Jose Maria Castanedę i znależli pod poduszką worek z pieniędzmi i złoty zegarek.

W chwili kiedy padł strzał, który ranił Duvall'a, wszystko stało się jasne: bandyci właśnie rabowali sejf z wypłatami dla górników w sklepie Goldwater and Castaneda General Store. Strzał usłyszało kilkudziesięciu ludzi na chodniku i na ulicy przed sklepem i w ciągu kilku sekund okolica stała się miejscem prawdziwej krwawej bitwy. Nie wszyscy wiedzieli, że dyliżans z gotówką jeszcze nie dojechal, napad na sejf oznaczal więc zagrożenie wypłat dla kilkuset robotników. Dwaj mężczyźni stojący na czatach zaczęli teraz strzelać na oślep w kierunku rozwścieczonego tłumu. Pierwszą ofiarą był znajdujący się w sklepie niejaki J.C. Tappenier. Zginął od przypadkowej kuli, która wpadła do pomieszczenia przez okno wystawowe, nie wiadomo przez kogo wystrzelona, ale na pewno nie przez bandytów, którzy strzelali w drugą stronę. Strzelaninę usłyszał mający swoje biuro niedaleko sklepu szeryf Tom Smith. Wraz z przygodnym przechodniem Jamesem Kriegbaum'em, który dołączył do akcji, biegł teraz w kierunku sklepu z dwoma rewolwerami w dłoniach. Trzech złodziei wybiegło już ze sklepu i razem z dwójką chowającą się we framudze drzwi strzelali na oślep we wszystkich kierunkach. Szeryf Smith został zasypany gradem kul i stał się drugą śmiertelną ofiarą strzelaniny. Kilka sekund później inna kula przeszyła drewnianą ścianę hoteliku po drugiej stronie ulicy, zabijając na miejscu młodą kobietę w ciąży - Annę Roberts. Przechodzący ulicą Albert Nolly, na dźwięk pierwszych wystrzałów, kuląc się próbował przebiec w kierunku pobliskiego saloonu, gdzie zamierzał się schronić. W momencie kiedy dopadł wahadłowych drzwi, dosięgła go jednak zabłąkana kula i Nelly zwalił się na podłogę saloonu już martwy.

W ciągu niecałych pięciu minut, w wyniku strzelaniny życie straciły cztery osoby plus nierarodzone dziecko Anny Roberts, a kilkanaście było rannych. Co wręcz nieprawdopodobne, zważywszy, że do rabusiów strzelało łącznie kilkadziesiąt osób, żaden z nich nie odniósł żadnej szkody, nie licząc draśnięcia, które otarło rękaw zrabowanej w sklepie skórzanej kurtki na grzbiecie jednego z bandytów.

Według zgodnych przekazów naocznych świadków, cała piątka - nie wykazując szczególnego pośpiechu pomimo, że strzelało do nich pół miasta - wspięła się na swoje konie i odjchała powoli ("at a leisurely pace" jak donosiła miejscowa gazeta) główną ulicą w kierunku wschodnim, rabując jeszcze po drodze napotkanych ludzi. W miejscu zwanym Soldier's Hole, kilka mil na wschód od Bisbee, bandyci przeliczyli zrabowane pieniądze i kosztowności i dokonali podziału łupów, po czym rozdzielili się i każdy udał się w innym kierunku.

Wspomiany wcześniej James Kriegbaum, strzelając wciąż za oddalającymi się bandytami wskoczył na konia i pogalopował do oddalonego o 22 mile Tombstone, siedziby władz powiatu Cochise, dokąd przybył w rekordowym czasie półtorej godzny. Szeryf Jerome L. Ward wiedział już co zaszło z otrzymanego telegrafu z Bisbee i dwie grupy pościgowe złożone z deputowanych i zwykłych obywateli były już uformowane. Grupy, dowodzone przez szeryfa Warda i deputowanego szeryfa Williama Daniels'a, wyruszyły na poszukiwania bandytów następnego dnia. W grupie Daniels'a znalazł się Kriegbaum (któremu dano świeżego konia), mieszkaniec Bisbee Johnny Behan, agent firmy Wells Fargo Bob Paul i wielu innych. Pościg Danielsa dotarł do Bisbee dobrze przed południem, gdzie do grupy dołączył niejaki John Heath, właściciel saloonu mieszczącego się kilka domów od Goldwater-Castaneda Mercantile. Heath powiedział Danielsowi, że zna bandytów odpowiedzialnych za napad, co mogło być prawdą, i że napewno naprowadzi go na ich ślad. W jego saloonie, nie cieszącym się szczególnie dobrą sławą, bywali różni ludzie, łatwo było podsłuchać jakąś rozmowę i opinia Heatha, że po obrabowaniu sklepu bandyci udali się na północ, w kierunku Tombstone, wydała się całkiem prawdopodobna. Heath zmienił później zdanie i skierował pościg połączonych już teraz dwóch grup - szeryfa Warda i deputowanego Daniels'a - na południe, w kierunku granicy z Meksykiem, cały czas powtarzając, że "te węże" muszą być wytropione i powieszone na pierwszym lepszym drzewie, bez żadnych ceregieli.

Grupa pościgowa Danielsa nie natrafiła jednak na żadne ślady, straciła tylko cały dzień na niepotrzebne kluczenie po bezdrożach. Następnego dnia, pomimo odnalezienia śladów wiodących na wschód w kierunku Sulphur Springs Valley, a nie w kierunku granicy, Heath upierał się w dalszym ciągu przy kierunku południowym. Niektórzy członkowie grupy zaczęli otwarcie wyrażać swoje wątpliwości co do prawdomówności Heatha i wręcz oskarżać go - jeśli nie o udział w napadzie - to przynajmniej o świadome wprowadzenie w błąd szeryfa Daniels'a. Poważnych podejrzeń na podstawie zachowania i wypowiedzi Heatha, nabrał również sam szeryf Daniels. Heath został wyłączony z grupy i wrócił do swojego saloonu w Bisbee.

Przez następne kilka tygodni poszukiwania nie dały żadnego rezultatu. Firma Copper Queen Mining Company nie była przedsiębiorstwem, z którym można było zabawiać się w tak plugawy sposób całkiem bezkarnie i wydrukowała listy gończe z nagrodą $1,500 za pomoc w ujęciu każdego z bandytów, opisując nawet skradzione przedmioty, w tym złoty zegarek Castanedy, ale wszystkie wysiłki spełzły na niczym. Nawet rozprowadzenie listów gończych w kilku powiatach, co kosztowało sporą sumę, nie dało żadnego efektu - złoczyńcy rozpłynęli sie jak kamfora.

Deputowani Daniels i Bob Hatch kontynuowali jednak poszukiwania bandytów na własną rękę i po jakimś czasie dotarli do rancha Franka Buckley'a, który nie słyszał co prawda o napadzie w Bisbee, ale kilka tygodni wcześniej sprzedał świeże konie pięciu ludziom, którzy pasowali jak ulał do opisu bandytów i wyglądali dokładnie tak jak rysunki na listach gończych. Mało tego, parę dni wcześniej Buckley widział kilku z nich jadących traktem niedaleko rancha w towarzystwie John'a Heath'a. Buckley znał tych ludzi po nazwisku i potrafił ich  zidentyfikować: Daniel "Big Dan" Dowd, Daniel "Mike" Kelly, Omar "Red" Sample, Jack "Tex" Howard i William "Bill" Delaney. Hatch i Daniels natychmiast pogalopowali do Bisbee, gdzie zaaresztowali Heatha w jego własnym saloonie, bez żadnych incydentów i bez oporu z jego strony. Podczas przesłuchania, skłamali mu, że "Big Dan" Dowd i Omar "Red" Sample zostali schwytani wcześniej, i że przyznali się do winy. Dwaj złapani bandyci mieli też powiedzieć deputowanym o roli Heath'a w planowaniu i przeprowadzeniu napadu.

Heath dał się nabrać i przyznał się do wszystkiego. Jakiś czas wcześniej dowiedział się, że firma Phelps Dodge składuje w sejfie w sklepie w dzień wypłaty ogromną sumę 7 a nawet 8 tysięcy dolarów, i że to on wpadł na pomysł napadu i on ułożył jego plan. Zaangażował następnie pięciu rzezimieszków, którzy z braku inteligencji nie nadawli się do niczego innego jak tylko do ścisłego wykonania planu. Heath cały czas twierdził, że w napadzie nikt nie miał zginąć i że morderstwa popełniła wspomniana piątka, bez jego udziału. Podczas strzelaniny Heath faktycznie leżał ze strachu ukryty pod barem w swoim saloonie i nie brał w niej udziału. Dla jego własnego bezpieczeństwa, dwaj deputowwni wywieźli Heath'a z miasta dopiero pod osłoną nocy i zamknęli do czasu rozprawy sądowej w powiatowym więzieniu w Tombstone.


Niektóre wersje tej historii różnią się w tym miejscu. Według jednej z nich, Heath miał się przyznać do udziału i zaplanowania napadu na sejf w wyniku podstępu zastosowanego przez deputowanego szeryfa Williama Daniels'a. Według innej, Heath przyznał się do winy dopiero po aresztowaniu w Clifton, Arizona dwóch z pięciu uczestników napadu, kiedy rzeczywiście złożyli oni już obciążające go zeznania. Tak czy owak, Daniels wytropił i schwytał całą pozostającą na wolności piątkę w kilka tygodni po napadzie.


John Wesley Heath urodził się 15 grudnia 1844 roku w Ohio, ale rodzina przeniosła się do Texasu kiedy był jeszcze małym chłopcem. Był żonaty dwukrotnie. Pierwszy raz poślubił Mary Ann Redman, w październiku 1867 roku. Po raz drugi ożenił się w 1869. Z drugą żoną miał trójkę dzieci. Na początku lat 1880-tych mieszkał jednak w Arizonie i nic nie wiadomo o jego rodzinie. Przez jakiś czas pracował jako deputowany szeryf powiatu Cochise w Tombstone (znał się z szeryfem Ward'em i deputowanym Daniels'em), ale szybko zrozumiał, że na tej posadzie nie da się zarobić konkretnych pieniędzy i powrócił do uprawiania zawodu złodzieja i bandyty, co robił wcześniej. Uskładawszy pewną sumkę, osiadł w Bisbee gdzie kupił saloon z tancbudą, w której odbywały sie sobotnie potańcówki. Lokal Heath'a szybko zyskał najgorszą sławę w mieście.

Parę tygodni po napadzie w Bisbee, do Daniels'a dotarła wiadomość od informatora, że ktoś w Clifton, Arizona wydaje o wiele za dużo pieniędzy niż powinien, i że rozpieszcza kochankę bardzo drogimi prezentami. Deputowani Hovey i Hill zostali wysłani do Clifton, gdzie przebywał nie jeden ale dwóch uczestników napadu w Bisbee: Samples i Howard. Po krótkiej wymianie strzałów, Samples został lekko ranny i Howard poddał się bez dalszych protestów. Obaj zostali przewiezieni do więzienia w Tombstone, gdzie spotkali przebywającego już tam i czekającego na rozprawę Heath'a.

Kilka dni później przyjaciel Daniels'a mieszkający w Meksyku, przesłał mu wiadomość, że Dowd był widziany przez kogoś w Chihuahua. Daniels, w przebraniu pomocnika do bydła, przeszedł przez granicę i odnalazł bandytę. Związanego wrzucił go do bydlęcego wagonu jadącego na północ towarowego pociągu i w ten sposób przewiózł go do Stanów. Daniels znalazł i zaaresztował Kelly'ego u fryzjera podczas golenia, w Deming w Nowym Meksyku, a kilka dni później dostał wiadomośc, że w tym samym rejonie co Dowd, w Chihuahua przebywa teraz Delaney. Faktycznie, przestępca bawił się świetnie z młodymi kobietami w kantynie pijąc duże ilości tequili. Daniels poczekał przed wejściem i zaaresztował Delaney'a kiedy wychodził pijany z kantyny. W ciągu paru tygodni cala szóstka znalazła się za kratkami, co pozwolilo na dokończenie śledztwa i rozpoczęcie procesu.


Zwłoki Heath'a na słupie telegraficznym w Tombstone


Żaden ze schwytanych bandytów nie przyznał się do winy. Heath, jako nie biorący bezpośredniego udziału w napadzie, poprosił o oddzielny proces, na co sąd wyraził zgodę. Proces pozostałej piątki rozpoczął się 9 lutego 1884 roku i już dwa dni później ława przysięgłych uznała ich winnymi morderstw pierwszego stopnia i skazała na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok miał być wykonany 28 marca. Półtora tygodnia później John Heath został uznany winnym zabójstw drugiego stopnia i skazany na dożywocie. Karę miał spędzać w więzieniu terytorialnym w Yumie. Już nazajutrz, wczesnym rankiem 22 lutego 1884 roku, grupa ponad 50 rozsierdzonych wyrokiem na Heath'a obywateli Bisbee, pospieszyła do Tombstone. Strażnik, sądząc, że do bramy o tej porze dzwoni Chińczyk donoszący więźniom śniadanie, otworzył ją. Tłum pod wodzą Mike'a Shaughnessy, wtargnął do środka plądrując areszt w poszukiwaniu Heath'a. Pięciu skazanych na powieszenie bandytów, sądząc, że tłum przyszedł ich zlinczować, zaczęło błagać o litość, ale zostali całkiem zignorowani. Szanujący prawo obywatele Bisbee nie mieli żadnych zastrzeżeń do wyroku sądu i zostawili sprawę ich egzekucji władzom. Widząc, że opór nie zda się na nic, strażnicy na sygnał poturbowanego już nieco szeryfa Warda, który dobrze rozumiał co oznacza kilka tuzinów wycelowanych w niego luf różnego kalibru, otworzyli celę i tłum wyciągnął z niej oszalałego ze strachu Heatha. Ktoś rzucił pomysł powieszenia go natychmiast tam, na balustradzie schodów, ale ktoś inny rezolutnie zauważył, że balustrada jest za niska. Wywleczono go więc na zakurzoną ulicę, gdzie kilkadziesiąt stóp od gmachu sądu, na skrzyżowaniu Pierwszej i Toughnut Street przerzucono sznur przez poprzeczną belkę na szczycie stojącego tam słupa telgraficznego. Na nic nie zdały się błagania i szloch Heath'a twierdzącego, że jest całkiem niewinny, i że odpowiedzialność za zbrodnię tego linczu spadnie na głowy ich sprawców. Heath poddał się w końcu losowi i sam zasłonił sobie oczy chustką do nosa, prosząc któregoś z uczestników linczu o zawiązanie jej z tyłu. Tuż przed śmiercią, kiedy wiedział, że nic nie może go już uratować, powiedział: "Zaglądałem śmierci w oczy tyle razy, że teraz, kiedy przyszła naprawdę, już się jej nie boję". Czując, jak tłum zaczyna naprężać sznur, zdołał jeszcze tylko wypowiedzieć jedną prośbę: aby nie strzelano do niego dziurawiąc wielokrotnie jego ciało. Tłum zastosował się do prośby Heath'a i po wciągnięciu go do połowy wysokości słupa, szybko uciekł z miejsca jego kaźni. Heath nie umarł z powodu powieszenia, lecz z powodu powolnego uduszenia spowodowanego zaciśniętą pętlą. Spieszących do swoich codziennych zajęć mieszkańców Tombstone zaszokował tego ranka niezwykły widok dyndających na słupie telegraficznym zwłok Heath'a. Poniżej, przybity gwoździem, wisiał kawałek grubego papieru z nagryzmolonym napisem: "John Heath został powieszony na tym słupie przez obywateli Powiatu Cochise za swój udział w Masakrze w Bisbee, o godzinie 8:22 rano, 22 lutego 1884 roku."


Symboliczna mogiła John'a Heath'a na cmantarzu Boothill w Tombstone


Za zabójstwo Heath'a nikt nie odpowiedział przed sądem, pomimo, że wszyscy wiedzieli kto był sprawcą tej zbrodni. Ława przysięgłych sądu powiatowgo w Tombstone rozpoczęła co prawda formalne śledztwo w sprawie linczu, zlecając patologowi powiatowemu, doktorowi G. E. Goodfellow, ustalenie przyczyn zgonu ofiary, ale nie wniosło to do sprawy niczego nowego. Ogólną, powszechną aprobatę dla linczu, najlepiej ilustruje krótka - i całkowicie autentyczna - historia tego śledztwa, oraz treść raportu i aktu zgonu Heath'a. Przysięgli ławnicy czekali w pobliskim saloonie na wyniki badań patologa, ale nie przyniosły one wyraźnych rezultatów. W pierwszej wersji raportu lekarz stwierdził tylko, że "nieboszczyk zmarł z powodu utraty oddechu", ale nie zadowoliło to członków szacownego grona ławników, którzy chcieli czegoś co brzmiałoby bardziej naukowo - "cywilizowanie" - jak wyraził się jeden z nich. Patolog zaproponował więc stwierdzenie, że bezpośrednią przyczyną zgonu Heath'a była rozedma płuc, którą powoduje czasem przebywanie na dużych wysokościach, a czasem uduszenie. Ostateczna, podpisana przez członków Ławy Przysięgłych Sądu Powiatowego Powiatu Cochise w Tombstone i znajdująca się do dnia dzsisiejszego w aktach sądowych wersja raportu stwierdza: "My, członkowie ławy przysięgłych zaprzysiężeni przez patologa Powiatu Cochise, po przeprowadzeniu oględzin zwłok i po wysłuchaniu zeznań stwierdzamy, że nazwisko zmarłego brzmi John Heath, wiek lat 32, że był on stałym mieszkańcem stanu Taksas i że powodem jego zgonu była rozedma płuc, która mogła być, i prawdopodobnie była, spowodowana uduszeniem zadanym sobie samemu (samookaleczeniem), lub w inny sposób, co jest zgodne z ewidencją medyczną". Historycy nie są w pełni zgodni, ale panuje powszechna opinia, że wielu członków ławy brało udział w linczu.

Pięciu oczekujących egzekucji przestępców próbowało jeszcze złożyć odwołanie do wyższej instancji, z nadzieją uzyskania zamiany wyroku na dożywocie, ale jedyny praktykujący wtedy w Tombstone adwokat nie przyjął sprawy. Nie skusiła go nawet obietnica wielkiej sumy pieniędzy za sporządzenie dokumentacji odwoławczej i za reprezentację. W tamtych czasach skazańcom nie przysługiwały jeszcze automatyczne odwołania od decyzji w przypadku kary śmierci, a na samo wykonanie wyroku, skazańcy czekali najwyżej trzy tygodnie albo miesiąc - a nie 30 lat jak dziś. Warto jednak zwrócić uwagę na co innego: czyn, którego dopuścili się bandyci w Bisbee był uważany za tak straszny i obrzydliwy, że adwokat nie podjął się ich obrony ani nawet złożenia odwołania - za żadne pieniądze. I co na to dzisiejsza szacowna Palestra?


Gmach Sądu Powiatowego powiatu Cochise w Tombstone


Lynch na Heath'ie nie był pierwszym w historii powiatu, ale jednoczesna egzekucja aż pięciu przestępców z prawomocnego wyroku sądu, była pierwszym wydarzeniem tego rodzaju w całej Arizonie. W Tombstone w ogóle nikogo przedtem nie powieszono, a kilkanaście wyroków jakie zapadły do tej pory w tamtejszym sądzie, dotyczyło kradzieży bydła, burd w saloonach, drobnych kradzieży w składach, oszustw i tym podobnych. Boom dla adwokatów zaczął się nieco później i dotyczył całkiem czego innego. Najwięcej procesów w Tombstone dotyczyło praw własności do działek i kopań. Tym razem sprawy miały się jednak całkiem inaczej i zainteresowanie egzekucją było ogromne, nie tylko w powiecie, ale w całej okolicy. Miejscy cieśle, zakontraktowani przez władze powiatu, pracowali w nadgodzinach konstruując na wolnym placu kilka bloków od powiatowego więzienia, nowe i unikalne urządzenie: szubienicę z wielką zapadnią pozwalającą na powieszenie na raz aż pięciu ludzi - przedsięwzięcie dotychczas nigdy nie realizowane. Prace postępowały więc cokolwiek powoli, obserwowane na zmianę przez pięciu skazanych z jedynego okna w celi. Po drugiej stronie placu, przez cały dzień zatrzymywali się przechodnie i tworzyły się małe grupki komentujące postępy w budowie urządzenia. Spodziewając się licznej publiczności i obawiając się przepychanek i ogólnego bałaganu, szeryf Ward zamówił druk i rozprowadził 500 darmowych biletów wstępu, które w pierwszym rzędzie trafiły do bardziej prominentnych obywateli Tombstone, a także Bisbee i kilku innych miasteczek w powiecie. Bilety szybko się jednak skończyły i grupa przedsiębiorczych obywateli wraz z lokalnym cieślą rozpoczęła budowę półokrągłej, piętrowej galerii, podobnej do tych jakie widuje się na stadionach, i wypuściła i sprzedała pewną ilość własnych biletów wstępu po półtora dolara za sztukę.


Sala rozpraw Sądu Powiatowego w Tombstone


Widowisko nie odbyło się jednak zgodnie z planem. Nikt nie wziął bowiem pod uwagę Nellie Cashman.
Nellie Cashman miała przydomek "Anioł Tombstone". Była znana z działalności dobroczynnej, ratowała górników w Californi i w kanadyjskiej British Columbia. Prowadziła darmowy dom dla bezrobotnych górników i wspomagała finansowo katolickie klasztory i misje. Zawsze potrafiła zdobyć pieniądze od ofiarodawców i zamożnych darczyńców na swoją działalność dobroczynną. Była imigrantką z Anglii, do USA przybyła z rodzicami w 1850 roku w wieku 5 lat. Zagorzala katoliczka była kobietą niezwykle przebojową.
Po okresie zamieszkania w Tombstone, gdzie za uzbieranie dotacje zbudowała istniejący do dziś kościół Świętego Serca Jezusowego i pomagała sfinansować działalność charytatywną sióstr Józefinek, otworzyła kilka restauracji i domów noclegowych w Nogales, Jerome, Prescott, w Yumie i w Harquahala koło Phoenix. W 1889 roku przeniosła się na Alaskę gdzie na półwyspie Yukon uruchomiła przedsiębiorstwo zajmujące się poszukiwaniem złota. Była aktywna w Klondike, Fairbanks i Nolan Creek. Otworzyła sklep w Dawson City. W 1921 roku starała się o stanowisko U.S. Marshall na region Koyokuk na Alasce. Biografia warta co najmniej kilku filmów.


Odbudowana szubienica na dziedzińcu sądu w Tombstone


Nellie Cashman nie mogła spokojnie myśleć o obrzydlistwie jakim była kara śmierci, a robienie z tego spektaklu i widowiska, było dla niej szczytem niegodziwości, obrzydlistwem nie mającym sobie równych. Była otoczona wielkim szacunkiem mieszkańców, uważana za wcielenie dobra i rozumu i nikt nie przeszkadzal jej w wizytach w celi pięciu skazańców. Między nią, wcielonym aniołem, a piątką twardych bandytów wytworzyła się jakaś dziwna przyjaźń. Nellie potępiała ich czyn, uważała, że muszą ponieść karę, ale wierzyła też, że każdy, nawet zatwardziały zbrodniarz powinien mieć szansę na zbawienie, wierzyła w potęgę modlitwy i odkupienie grzechów. W nocy poprzedzającej egzekucję, Nelli Cashman wraz z grupą zmobilizowanych przez nią ochotników uzbrojonychn w siekiery, piły i kilofy, zniszczyła galerię, przez co egzekucję skazańców widziało tylko kilkanaście osób.

Wieczorem 27 marca 1884 Dowd, Kelly, Sample, Howard i Delaney otrzymali ostatni posiłek złożony ze smażonych ostryg i kilku różnych deserów. Każdy został też starannie ostrzyżony i ogolony i otrzymał białą koszulę, czarne buty i czarny garnitur. Następnego dnia w południe wszystkich pięciu, ubranych odświętnie w garnitury, przeprowadzono z celi do placu, na którym stała szubienica. Założono im czarne kaptury i pętle ne szyje. Szeryf Ward odczytal wyrok i spytał, czy chcą coś powiedzieć jako ostatnie słowo skazańca. Dowd zaśmiał się i powiedział: "ale zrobili maszynę, dusicielkę". Kelly dodał: "żeby tylko szeryf nie wpadł w zapadnię, zrób to już szeryfie". Straszliwym zrządzeniem Opatrzności, słowa Dowd'a okazały się prorocze: po otwarciu zapadni czwórka zginęła na miejscu, tylko Dowd wierzgał nogami i konał przez prawie dziesięć minut. Zmarł przez uduszenie a nie przez powieszenie, tak samo jak Heath.


Zbiorowy grób sprawców Masakry w Bisbee na cmentarzu Boothill w Tombstone


Kiedy z braku gotówki w sejfie w sklepie Goldwater and Castaneda General Store w Bisbee, pięciu bandytów rabowało co się dało, nie przyszło im nawet do głowy, że kilka tygodni później dostaną jeszcze jeden "prezent" z tego sklepu. Imigrant z Rosji Joseph Goldwater, współwłaściciel obrabowanego sklepu w Bisbee i jego filii w Tombstone, protoplasta potężnego rodu właścicieli sieci sklepów w całej Ameryce, dokonał dotacji na rzecz powiatu Cochise w postaci kilkudziesięciu stóp solidnego sznura, na którym 28 marca 1884 roku powieszono przestępców winnych Masakry w Bisbee.
Wszyscy zostali pochowani na cmentarzu Boothill w Tombstone, gdzie do dziś znajdują się ich groby. Jest tam też grób Heath'a, ale mogiła jest pusta, symboliczna. Wkrótce po wydarzeniach w Bisbee i w Toombstone, rodzina Heath'a przetransportowała zwłoki Johna i pochowała je w nieoznakowanym grobie na cmentarzu Oakland w miejscowości Terrel w Texasie.

Czekając na swoją egzekucję, Daniel "Mike" Kelly napisał wiersz opisujący opanowanie więzienia przez tłuszczę z Bisbee i lynch John'a Heath'a. Cytujemy go w calości i bez tłumaczenia.

The Hanging of John Heath


As I awoke this morning at eight,
I heard a knock at the outside gate.
The jailer went to open the door,
And there beheld a hundred or more.

Kriegbaum came to Ward's relief,
And the jailer left on account of his belief.
The Stranglers came to have some fun;
They roped John Heath and away they ran.

The mob went out four by four,
And met the sheriff at the door.
They gave a howl and then a roar;
And throwed the old man on the floor.

Harry Solon, brave and true.
Entered the door to see what he could do;
But found it was of no avail,
For the mob had taken Heath from the jail.

 
They went down Toughnut, crossed the main,
And then came back to Toughnut again;
They marched Heath down to near the bend,
And here they said the fun would end.

The valiant Heath, for nerve he had no lack,
He told the mob he had one request to make,
Said he, "My boys, when I am dead,
Do not pierce my body with your lead."

They placed brave Heath beneath the wire,
And pulled him up six feet or higher;
The way he died, it was a shame.
But Sheriff Ward was not to blame.

Oh, Stranglers, prepare, for the day will come,
That you will have to meet your doom.
You will curse the hour that you were born,
The morning that Gabriel toots his horn.


By the condemned man Dan "Mike" Kelly, Cochise County Jail, February 22, 1884


Web Analytics