New York kojarzy się z miejską dżunglą, zgiełkiem aut i niekończącą się kratką ulic, z wierzowcami i Wall Street. Nie tylko ludziom, którzy nigdy nie byli w USA i znają ten kraj z filmów i z telewizji, ale nawet rodowitym Amerykanom, często podróżującym po całym kraju. Ale takie jest tylko samo New York City, a właściwie głównie Manhattan. Pozostałe dzielnice to typowe amerykańskie miasto z setkami mil takich samych czynszowych kamienic od Bronx po Brooklyn i zadbanych domków na Staten Island. Gdyby nie City of New York, stan New York byłby prawie pusty, pokryty lasami i farmami, z kilkudziesięcioma małymi miasteczkami rozrzuconymi w malowniczej scenerii wzgórz i między cichymi lagunami nad Atlantykliem.
Welcome to New York. Zdjęcie Courtesy: Tobias Haasse
Taki właśnie jest ten stan. Kraj wiktoriańskich domków nad morzem, kraj jezior, rzek i strumieni, i wąskich scieżek wydeptanych wieki temu przez dziesiątki indiańskich skautów. Kraj najpiękniejszych widoków o każdej porze roku, o których większość mieszkańców nowojorskiej miejskiej dżungli nigdy nawet nie słyszała.
New York State jest znany z trzech rzeczy: Manhattanu, Statuy Wolności i z wodospadów Niagara. O tych miejscach wie każdy i codziennie są tam tysiące turystów z całego świata. Większość nowojorczyków spędza weekendy, a nawet całe wakacje, na plażach Long Island, niektórzy zapuszczają się nawet dalej, w góry Catskill i Adirondack, albo odwiedzają wodospady, ale nie jest to atrakcja, którą chce się odwiedzać regularnie. Mało kto natomiast wie coś o reszcie stanu. O tym wszystkim pomiędzy Brooklynem i Niagara Falls, o tym co jest na północ od miasta i o dolinie rzeki Hudson. New York State to właściwie dwa, całkiem inne światy: kolosalna metropolia zamieszkała przez ludzi mówiących wszystkimi językami świata i o wszystkich kolorach skóry, i sielska prowincja pełna łąk i pastwisk, małych farm i lasów, skąd miasto Nowy Jork wydaje się leżeć na innej planecie.
Ogromne obszary Ameryki wciąż czekają na swoich odkrywców. Amerykanie mówią, że prawdziwa Ameryka to "rural America", prowincja, małe miasteczka i osady gdzie żyje prawdziwy duch tego kraju. To właśnie tam można poczuć i zrozumieć, choćby tylko częściowo, ten kraj i jego ludzi. Jest w tym bardzo dużo prawdy.
Stan New York można zwiedzać latami. Oprócz zaskakujących swoim pięknem zakamarków i cudów natury, New York to również fascynująca historia, ta najwcześniejsza, związana z powstaniem USA. Rozegrały się tu najważniejsze wydarzenia, których efektem było pojawienie się na mapie świata nowego państwa. Jego obywatele poczuli się nowym, odrębnym narodem, któremu Bóg dał niezbywalne prawa i wolności opisane i skodyfikowane w jego oficjalnych dokumentach.
New York State jest bardzo zróżnicowany pod każdym względem. Od plaż atlantyckiego wybrzeża poprzez góry, dolinę rzeki Hudson, aż po lasy i jeziora na zachodzie. Prawdziwy raj dla fotografów, malarzy i zwykłych turystów, których zachwyca piękno krajobrazu. Jest równie zróżnicowany etnicznie i kulturowo. Żyją tu potomkowie przybyszy z XVI i XVII wieku i imigranci z całego świata, przybyli całkiem niedawno. Są tu potomkowie farmerów z Holandii, duże grupy Polaków, Włochów, Niemców i wielkie dzielnice murzyńskie w New York City.
Trudno to wszystko poznać za jednym zamachem, do Nowego Jorku trzeba przyjeżdżać wiele razy, zwiedzać inne rejony i miejsca. To prawda: żeby zobaczyć prawdziwą Amerykę, trzeba zobaczyć jej prowincję.