Zabójcze parki map1 map2 map5

Thursday, May 02nd

Przewodnik | Parki Narodowe | Zabójcze parki

Zabójcze parki


Wypadki zdarzają się wszędzie, nawet w domu albo na podwórku i trudno ich uniknąć, zwłaszcza tych spowodowanych przez innych ludzi. Wypadki w parkach to jednak prawie zawsze wynik nieuwagi, braku wyobraźni, albo chęci zaimponowania innym - czyli zwykłej głupoty. Prawie wszystkich można było uniknąć, gdyby ludzie kierowali się zwykłym rozsądkiem i odrobiną wyobraźni. W parkach narodowych i stanowych w USA każdego roku giną ludzie. Młodzi, zdrowi, wysportowani, oraz ludzie w podeszłym wieku, którzy powinni być rozsądniejsi. Wszyscy byli pewni, że nic im nie grozi. W parkach giną też niestety dzieci, których rodzice nie zdołali upilnować. Wystarcza chwila nieuwagi, pół kroku w tył żeby wyszedł lepszy selfie, skok nad jakąś rozpadliną - i oto w tragicznych statystykach pojawia się jeszcze jedna linijka.


Za plecami "tylko" 1,200 stóp w dół Zdjęcie: Sjors Provoost


Przyroda jest wspaniała a jej piękno obezwładnia. Boską fantazją widoczną w każdej rzeczy na świecie zachwycali się już autorzy Biblii, a ludzie przez całe wieki czcili naturalne formacje jako święte obiekty. Spektakularne struktury, kaniony, wąwozy i łańcuchy górskie przyciągają tysiące turystów na całym świecie, bez względu na to, jak bardzo mogą być niebezpieczne. Może zresztą związane z odkrywaniem piękna natury niebezpieczeństwo jest jednym z elementów jej czaru? Ludzie eksplorują najbardziej niebezpieczne miejsca na Ziemi, schodzą do najgłębszych jaskiń i nurkują na rekordowe głębokości. Wspinają się na niedostępne szczyty i pokonują wąskie urwiska. Większość bardzo niebezpiecznych ale popularnych i znanych powszechnie tras, w ogóle by nie istniała gdyby nie odkryli ich jacyś śmiałkowie i zarazili nią innych. Dziś jest tam łańcuch, czasem barierka albo kilka desek przykręconych do skały. Takie trasy pokonują tysiące turystów, w każdym wieku, czasem z dziećmi. Większość nie zdaje sobie sprawy z trudności, nie rozumie, że trasa wymaga wysiłku, czasem nawet specjalistycznego wyposażenia. Dlatego na najpopularniejszych trasach i w najsłynniejszach punktach widokowych na całym świecie giną ludzie.

Na początku 2017 roku nastolatek z San Diego spadł kilkaset stóp z clifu w Grand Canyon. W czerwcu, 23-letni mieszkaniec Portland, Oregon zszedł z wytyczonej trasy w Yellowstone i poślizgnąwszy się na mokrych kamieniach wpadł do gorącego źródła. Nigdy nie wydobyto jego ciała, woda w źródle ma bowiem temperaturę wrzenia i przypomina składem silny kwas. W lipcu 35-letrnia kobieta z Florydy spadła w przepaść w punkcie widokowym Ooh Aah Point w Grand Canyon. To tylko parę przykładów, w ciągu dziesięciu lat od 2007 do 2017 w amerykańskich parkach narodowych zginęło prawie półtora tysiąca osób, nie licząc samobójstw. W porównaniu z całkowitą liczbą ludzi odwiedzających parki - ponad 300 milionów rocznie - wydaje się że to niewiele, zaledwie ułamek procenta, więc niebezpieczeństwo jest tak znikome, że nie warto o nim pisać. Problem w tym, że większości wypadków w parkach można uniknąć i nie stać się tym ułamkiem procenta.

Natura jest groźna i nieubłagana i nie można jej zaimponować udanym skokiem albo zdjęciem z samego brzegu 200-metrowej przepaści, tak jak kolegom. Główną ideą parków przyrody jest utrzymanie ich w stanie jak najbardziej naturalnym, z minimalną ingerencją człowieka, w miarę możności bez żadnych zmian. Każda asfaltowa droga, alejka dla pieszych, szlak czy barierka nad przepaścią, to brutalna ingerencja w ekosystem zaburzająca naturalny rytm przyrody. Samo ich istnienie świadczy jednak o naszym zbiorowym braku wyobraźni. Właśnie dlatego, że jest tylu ludzi bez wyobraźni, niedoświadczonych, nierozsądnych i zwykłych głupców, konieczne jest wytyczanie tras, zawieszanie łańcuchów, wznoszenie murów i barierek. Bo ludzie wpadają do wody i do kanionów, toną w rzekach i jeziorach, zamarzają na mrozie i robią tysiące innych, niemądrych rzeczy stając się kolejnymi numerami w strasznych statystykach. Ludzie chodzą na najbardziej niebezpieczne trasy, po oślizłych kamieniach i na wysokości 2,000 stóp nad dnem kanionu - w "japonkach". Stają na rękach na samej krawędzi przepaści w Grand Canyon i przeskakują na pionowe skalne iglice wielkości kilku metrów kwadratowych. Jak można usprawiedliwić rodziców, którzy wybierają się na Angels Landing w Zion National Park z dwójką małych dzieci? Umierające w parku dzieci to najbardziej przerażające statystyki, bo dzieci nie rozumieją niebezpieczeństwa, ale ufają rodzicom. Są pewne, że przy nich nic im nie grozi.

Rezerwat przyrody czy park to nie Disneyland, gdzie nic nie może się stać. Park to przyroda w stanie dzikim i niestety, zabezpieczenia i regulaminy czynią go tylko trochę bezpieczniejszym. W każdym razie, publiczność jest informowana o niebezpieczeństwie i tylko tym park różni się od całkiem dzikich rejonow. Ale na tym kończy się nadzór nad publicznością. Reszta, to czy wizyta w rezerwacie przyrody stanie się niezapomnianym przeżyciem, zależy już tylko od was samych.

Zarząd parków narodowych nie publikuje szczegółowych danych statystycznych dotyczących wypadków, ale informuje o nich na swoich stronach internetowych. Informacje można też uzyskać z innych źródeł. Piszą o nich lokalne gazety, są informacje na witrynach departamentów policji, itd. Zanim staniesz oko w oko z naturą w rezerwacie przyrody, dowiedz się o nim jak najwięcej. Doskonałym źródłem najświeższych informacji o parkach narodowych są News Releases na witrynie National Park Service. Pamiętaj, najważniejsze są informacje dotyczące bezpieczeństwa, o wiele ważniejsze niż informacje o restauracjach w okolicy. Unikaj brawury, nie daj się ponieść fantazji i bezwarunkowo, zawsze, czytaj wszystkie tablice na trasach i stosuj się do zaleceń. Ranger w Grand Canyon powiedzał kiedyś na widok "śmiałka" spacerującego po wąskiej skalnej półce 2 kilometry nad dnem kanionu:

- Naprawdę, nie zachęcamy ludzi, żeby robili takie rzeczy, ale nie jesteśmy w stanie powstrzymać dorosłych osób od takiego zachowania. Z całą pewnością interweniowalibyśmy w przypadku dzieci. Ale jak on spadnie, to ja mam godziny nadliczbowe za zejście na dół żeby zabrać ciało... i jeszcze dodatek za niebezpieczną pracę". (St. Louis Post Dispatch)


1. Lake Mead National Recreational Area


Lake Meade National Recreational Area Zdjęcie: Mispahn


Stan: Arizona
Rok założenia: 1964

Obszar: 1.5 miliona akrów
Odwiedzających: 8 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 254


Prawie 1,5 miliona akrów (567,000 ha) dzikiej przyrody otaczającej jedno z największych sztucznych jezior w Ameryce Północnej, tworzy ogromny obszar rekreacyjny odwiedzany przez prawie 8 milionów ludzi rocznie. 186,000 akrów (75,000 ha) to woda, nic więc dziwnego, że najwięcej śmiertelnych wypadków to utonięcia. Na drugim miejscu są tak zwane "przyczyny naturalne", czyli zawały, wylewy i inne, przeważnie spowodowane upałem (ponad 100 stopni Fahrenheita przez większą część lata) oraz brawurę. W ciągu ostatniej dekady na jeziorze i w okolicy straciło życie ponad 250 osób. Łatwiej tu o wypadki spowodowane przez alkohol (na wodzie prawie zawsze odbywają się jakieś imprezy) i przez chęć zaimponowania. Najwięcej wypadków śmiertelnych we wszystkich parkach narodowych jest wśród mężczyzn w dwóch grupach wiekowych: 20-29 i 50-59, co wymownie świadczy o motywach brawury: pierwsi popisują się zapewne przez dziewczynami, drudzy, przed żonami, tymi drugimi, młodszymi o 20 lat. Dotyczy to wszystkich miejsc, w których można się pochwalić tężyzną i brakiem rozumu. Na trzecim miejscu są wypadki samochodowe, czyli mniej więcej tak samo jak wszędzie gdzie indziej. Od kilku lat Lake Mead National Recreational Area zajmuje niechlubne pierwsze miejsce wśród najniebezpieczniejszych parków USA nie dlatego, że faktycznie jest szczególnie niebezpieczne, tylko dlatego, że pośród wypoczywających tu tłumów jest szczególnie wielu durniów. Lake Mead National Recreational Area ma też najwyższą liczbę zabójstw ze wszystkich parków i obszarów pod zarządem National Park Service (6 w ostatniej dekadzie).

Wypadki na wodzie, alkohol, utonięcia i kraksy na drogach to tylko część prawdy o Lake Mead Recreational Area. Dużo większym problemem jest przestępczość. Gazeta Las Vegas Sun z 6 stycznia 2019 podała, że w 2002 roku 98 strażników (Park Rangers) padło ofiarą gwałtownych ataków i pobić. W 2001 takich ataków było aż 104. Ofiar napadów i zbrodni jest o wiele więcej wśród turystów niż wśród rangers. W 2018 rangers interweniowal w aż 20 tysiącach incydentów i wypadków. 1,400 z nich to akty kryminalne lub działalność przestępcza, wymagające wszczęcia formalnych śledztw. Park cierpi na pemanentne braki personelu, zwłaszcza strażników i policjantów parkowych co nie pozwala na utrzymanie bezpieczeństwa turystów. Bliskość Las Vegas i przewalających się przez to miasto milionów ludzi, w tym calych rzesz kryminalistów, dla których wielki obszar rekreacyjny tuż obok to łatwy "teren łowiecki", nie wróżą rychłej poprawy.


2. Yosemite National Park


Wodospad Bridal Veil, Yosemite National Park Zdjęcie: Ken Lund


Stan: California
Rok założenia: 1890

Obszar: 747,956 akrów
Odwiedzających: 5 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (200
6-2016): 150


Wspaniała sceneria, góry, przepaście, pionowe ściany, widoki nie do opisania, oszłamiające trasy, El Capitan - wszystko to przyciąga miliony turystów z całego świata, a Yosemite jest jednym z najpiękniejszych i najsłynniejszych parków Ameryki. Park ma jednak jeszcze jeden, ponury powód do sławy: umierający turyści. Najczęstszym powodem zgonów w Yosemite są upadki z dużych wysokości. Dziewięćdziesiąt procent turystów traktuje rezerwat przyrody tak samo jak park rozrywki w Orlando. Spacerują więc pół metra od przepaści tak samo jak po asfaltowej alejce w Universal Studios, przepychają się w wąskich przejściach, nie puszczają starszych osób przodem, nie zwracają większej uwagi na drepczące za nimi dzieci. Bardzo wiele osób nie ma odpowiedniego ubrania ani tym bardziej butów. Na trudnych trasach bardzo często spotyka się ludzi w klapkach, ale w kapeluszu - od słońca.

Zaraz po upadkach są  "przyczyny naturalne" - czytaj: zawały serca spowodowane przeważnie nadmiernym wysiłkiem na trudnych trasach, obniżonym poziomem tlenu i ogólnym brakiem przygotowania i warunków fizycznych. Wśród turystów nocujących w parku zdarzają się odmrożenia. W nocy temperatura często spada dobrze poniżej zera. Można tu z łatwością zamarznąć, nawet w namiocie. Znane są przypadki turystów zostających w parku bez właściwego ubrania, bez wody i jedzenia, bez namiotu i bez śpiwora. Najmniejszą grupą ofiar parku, ale za to najbardziej spektakularną, są tzw. zawodowcy, ludzie uprawiający sporty ekstremalne, wspinający się na kilometrowe ściany bez zabezpieczenia i bez sprzętu, gołymi rękami, albo skaczący ze szczytów i latający nad parkiem w specjalnych "wingsuits" - kombinezonach ze skrzydłami, oraz wszyscy inni, którzy doskonale zdają sobie sprawę z zagrożenia i wiedzą, gdzie leży granica rozsądnego ryzyka. Niestety, po każdym pobiciu jednego rekordu, pojawia się chęć pobicia wszystkich innych. Dlatego Mount Everest regularnie uśmierca coraz bardziej wytrawnych alpinistów i ani jednego amatora. Na YouTube jest film nagrany kamerą przymocowaną do kasku na głowie młodego człowieka, który jeździ na rowerze na szerokim na 2 stopy gzymsie dookoła wieżowca, na 50-tym czy 70-tym piętrze. Z lewej strony nie ma nic, z prawej szkło. Film nie dotyczy niebezpieczeństw w parkach, ale ilustruje doskonale ile myślącego rozumu mieści się w głowie tego młodego człowieka. Tacy sami śmiałkowie chodzą kilka centymetrów od przepaści w parkach przyrody. Wystarczy mały powiew wiatru, natrętny owad, kamyk pod stopą.

  • Od początku istnienia parku, granitowy Half Dome pochłonął życie ponad 60 osób: 20 spadło w dół ze szczytu, reszta straciła życie w drodze na szczyt. W okresie 2006 - 2016 w tym jednym tylko miejscu zginęło ponad 20 osób;
  • W 1993 roku 36-letni Derek Hersey, uważany za najlepszego z najlepszych sportowców uprawiających wspinaczki w najtrudniejszych formacjach i bez użycia jakiegokolwiek sprzętu ani lin, spadł z granitowej ściany Sentinel Rock. Jego zwłoki znaleziono dopiero kilka dni później u podnóża wysokiej na 7,000 stóp góry;
  • w 2004 roku dwóch japońskich alpinistów musiało przerwać wspinaczkę po pionowej ścianie El Capitan mniej więcej na wysokości 2,000 stóp, z powodu załamania pogody i nagłej burzy śnieżnej. Park Rangers zobaczyli ich zaraz po pierwszych porywach wiatru, ale nikt nie był w stanie do nich dotrzeć. Ich martwe, zamarznięte na kość ciała zdjęła ze ściany dopiero specjalna ekipa ratownicza z helikoptera.
  • w 2011 roku trzy osoby spadły z krawędzi Vernal Fall, wszystkich ofiar śmiertelnych było w tym roku aż 17. Sześć z nich zginęło w wyniku upadku z krawędzi różnych wodospadów;
  • w 2012 roku 45-letni, niezależny dziennikarz i korespondent Wall Street Journal i wytrawny alpinista Michael Ybarra, spadł z wysokości prawie 200 stóp podczas samotnej wspinaczki w okolicy Sawtooth Ridge i zginął na miejscu;
  • w 2014 roku 36-letni Brad Parker spadł z wysokości kilkuset stóp w kilka minut po tym, jak jego narzeczona powiedziała "tak" po jego oświadczynach;
  • w maju 2015 roku dwóch śmiałków w "wingsuits", Dean Potter i Graham Hunt skoczyło ze szczytu, z którego skakali wcześniej co najmniej 20 razy. Tym razem skok się nie udał, obaj zgineli na miejscu trafiając w skały. Mieli wieloletnie doświadczenie w sportach ekstremalnych, w tym we wspinaczce bez zabezpieczenia (Los Angeles Times);
  • we wrześniu 2018 roku 18-letni turysta z Izraela, Tomer Frankfurter, spadł z wysokości 600 stóp (180 metrów) z krawędzi Nevada Fall i zginał na miejscu;
  • pod koniec października 2018 roku 30-letni mężczyzna i 29-letnia kobieta (małżeństwo z Indii) prowadzący popularny blog podróżniczy, spadli z punktu widokowego Taft Point z wysokości ponad 3,000 stóp (900 metrów). Nikt nie widział samego wypadku, zwłoki znaleziono dopiero po dwóch dniach na usypisku skalnego gruzu i głazów 800 stóp (250 m.) poniżej punktu widokowego. Oboje uwielbiali podobno ryzyko. Taft Point to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w parku, nie ma tam żadnych zabezpieczeń ani barierek, może właśnie dlatego przyciąga tysiące turystów, odbywają się tam nawet śluby;

To tylko kilka przykładów, w latach 2006 - 2016 w parku zginęło jeszcze ponad 140 osób. Do końca października 2018 roku w Yesemitee zmarło 10 osób, 8 z powodu upadku z krawędzi na dużych wysokościach. Łącznie w Yosemitee National Park od początku jego istnienia, straciło życie prawie 900 osób. Większości można było uniknąć. Przyczyną prawie wszystkich śmiertelnych wypadków w Yosemitee jest bezmyślność, brawura, słaba kondycja fizyczna, brak właściwego wyposażenia, niewłaściwe obuwie. Tak jak wszędzie, zbyt wielu turystów zachowuje się w parku Yosemitee tak jak w Universal Studios.

To, że na Half Dome przez prawie 130 lat zginęło tylko 60 osób, to prawdziwy cud. Trasa na szczyt jest naprawdę bardzo niebezpieczna i wyczerpująca. Granitowa skała wypolerowana podeszwami tysięcy burtów, jest śliska kiedy w powietrzu jest dużo wilgoci. Staje się śliska jak lód po każdym deszczu, nawet po krótkiej mżawce. Wielu ludzi wpada w panikę w połowie drogi, kiedy obejrzą się za siebie i uświadomią sobie co by było, gdyby teraz upadli i nie zdążyli złapać łańcucha. Zejście z Half Dome dla wielu ludzi jest jeszcze trudniejsze niż wspinanie się na szczyt. Jeżeli nie jesteś w bardzo dobrej kondycji, zastanów się, czy wystarczy ci sił na drogę powrotną. Jeszcze ważniejsza jest pogoda. Wysoka granitowa skała, na której nie ma żadnej roślinności, przyciąga kilkaset razy więcej uderzeń piorunów niż inne miejsca. Jedynymi obiektami wystającymi ponad powierzchnię skały są turyści i sterczące w górę stalowe pręty. Wśród nich ty, trzymający się kurczowo grubego łańcucha łączącego kilkaset solidnych odgromników. Podobno podczas wyładowań czuje się przepływającą po nim energię.

W 2010 roku po serii wypadków, park wprowadził drastyczne ograniczenia liczby turystów w najbardziej niebezpiecznych miejscach. Wcześniej, na samym tylko Half Dome było ponad 1,200 turystów dziennie, wchodzących w górę i schodzących w dół. W najwęższych miejscach tworzyły się prawdziwe korki, ludzie popychali się nawzajem, nie wiadomo ilu spadło nie przez własną nieuwagę, ale popchniętych przez innych. Dziś pozwolenia na hiking na Half Dome dostaje tylko 300 osób dziennie, w wyniku loterii, na którą trzeba się zapisać kilka dni wczesniej. Liczba tragicznych wypadków zmalała do zaledwie kilku rocznie, można się jedynie zastanawiać ilu jeszcze ludzi straciłoby tu życie do dziś, gdyby nie ta decyzja.


3. Grand Canyon National Park


Grand Canyon. Będzie super zdjęcie, w sandałkach Zdjęcie Courtesy: Michael Pancier


Stan: Arizona
Rok założenia: 1919

Obszar: 1.2 miliona akrów
Odwiedzających: 5.5 miliona rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 130


Nie da się określić, który park jest najpiękniejszy, albo najwspanialszy. Wiadomo jednak, że Grand Canyon, widoczny podobno z orbity, albo może z Księżyca, jest prawdziwym geologicznym i przyrodniczym klejnotem. Spośród kilku milionów kanionów na całym świecie, tylko ten jeden jest tak niezwykły i tak wspaniały i przyćmiewa swoim wiecznym majestatem wszystkie inne. W Grand Canyon są miliony pułapek, prawie na każdym kroku, w które wpadają bezmyślni turyści. Kanion ma bardzo skomplikowaną topografię, są tu niezliczone ilości szczelin i rozpadlin, przepaści i uskoków i szczególny, unikalny mikroklimat. Pogoda zmienia się bardzo szybko, są skoki ciśnienia atmosferycznego i nagłe porywy wiatru. Ci, którzy znają to miejsce mówią, że na Grand Canyon nie ma mocnych. Potrafi pokonać każdego (zobacz mapę wypadków). Nawet doświadczonych pilotów, latających nad kanionem od 20 lat. Grand Canyon to prawdziwa, tworzona przez miliony lat formacja geologiczna, w której natura nie zaplanowała alejek, zacienionych przystanków dla odpoczynku, stacji ze świeżą wodą ani w ogóle żadnych wygód. Natura nie dba bowiem wcale o turystów. Zadziwiające jednak, jak wielu traktuje Grand Canyon jak pokaz sztucznych ogni w Las Vegas. Odkryty przez uczestników wyprawy Francisco Vásqueza de Coronado w 1540 roku kanion pozostawał niezbadany przez ponad 300 lat. Uważany za barierę nie do przebycia był omijany przez podróżników jeszcze długo po odkryciu go przez Hiszpanów. Znali go tylko miejscowi Indianie. Bardziej planowa eksploracja zaczęła się dopiero po Wojnie Secesyjnej. Do dziś, pomimo techniki, kamer i samolotów, tylko garść ludzi może powiedzieć, że dobrze znają to miejsce. Nawet pracujący tu Park Rangers znają kanion tylko pobieżnie, a dobrze tylko jakiś niewielki odcinek.

Statystycznie, w kanionie ginie ponad 12 osób rocznie, prawie 800 od początku eksploracji w połowie XIX wieku, chociaż prawdziwa liczba ofiar może być nawet dwukrotnie wyższa. Zresztą nikt tego nie wie, przez 70 lat nie prowadzono prawie żadnych statystyk i ofiar mogło być dużo więcej. Nawet dziś odkrywane są szczątki ludzi, którzy zginęli kilka i kilkadziesiąt lat temu, ale nikt o nich nie wiedział. Osoby ciężko ranne w wypadku w kanionie, które zmarły po przewiezieniu do szpitala, nie są zaliczane do statystyk Grand Canyon. Nie wiadomo czy istnieją jakiekolwiek statystyki na temat takich wypadków.

Najwięcej osób zginęło w kanionie w wypadkach lotniczych, kilkaset z upału i z odwodnienia, na trudnych, pieszych trasach w niedostępnych rejonach parku, pozostali w wyniku upadku z wielkiej wysokości. Runięcie dwa kilometry w dół to najbardziej "spektakularna" śmierć, zwłaszcza na oczach setek turystów, dlatego pozostawia aż taki ślad w świadomości ludzi. W ostatniej dekadzie 55 osób zginęło w wyniku upadku z brzegu kanionu (64 od początku ustnienia parku). 39 z nich to młodzi mężczyźni - grupa najwyższego ryzyka wszędzie, w każdym parku. Kilku z nich zginęło przeskakując z jednej iglicy na drugą, inni pozując do zdjęcia. Mężczyzna w średnim wieku chciał złapać kapelusz, który powiew wiatru zerwał mu z głowy i zamiast tego, runął 350 stóp w dół. Główną przyczyną runięć jest schodzenie z wytyczonych ścieżek i tras i szukanie skrótów albo jakiegoś "fajnego" miejsca na zrobienie zdjęcia. Na samym brzegu kanionu jest wiele miejsc, w których grunt wydaje się być solidny i twardy, ściany kanionu podlegają jednak bezustannej erozji i każdego dnia odpadają z nich bloki materiału, często tuż pod powierzchnią gruntu. Wygląda to zupełnie normalnie i bezpiecznie bo ubytki widać tylko z drugiej strony, ale może się zawalić w ułamku sekundy. W niektórych miejscach oznacza to ponad 2 kilometry spadania. Blisko 40-sekundowa podróż w zaświaty. Tak straciła życie Yoana Hociota w 2012 roku. Ludzie giną też spadając z o wiele mniejszych wysokości podczas pieszych wędrówek po wytyczonych trasach i podczas schodzenia na dno kanionu. Na pieszych spadają też czasem głazy albo lawina kamieni. Tak zginęło osiem osób a dziewiąta, młoda kobieta w namiocie, została przygnieciona wielkim głazem, który stoczył się po pochyłości. Szczęśliwie przeżyła dzięki szybkiej akcji ratowniczej. Podobnie jak we wszystkich innych parkach, spory procent turystów umiera w Grand Canyon z przyczyn "naturalnych". Ludzie tracą też życie przez utonięcie, najwięcej w Havasu Creek i w utworzonych przez ten strumień basenach i podczas spływów w kajakach i na pontonach, oraz podczas spływów po Colorado River, pełnej gwałtownych spiętrzeń, wirów i zdradliwych prądów. Giną też w wypadkach samochodowych, pomimo ograniczenia szybkości do absolutnego minimum. Odkąd ludzie nauczyli się budować latające maszyny, 379 osób straciło życie w kanionie w kraksach samolotów i helikopterów.

  • W 1925 roku fotograf z Colorado, Lewis Thompson, ustawił swój ciężki, drewniany aparat na statywie nad samą krawędzią kanionu, wybrał panoramę do sfotografowania i wyszedł spod czarnej zasłony. Wszystko było gotowe, teraz musiał tylko zdjąć z obiektywu skórzaną przesłonę i poczekać kilka chwil. Przeszedł więc na drugą stronę statywu ale w tym momencie stracił równowagę i spadł z urwiska. Jego zwłoki znaleziono 700 stóp poniżej brzegu kanionu;
  • 30 czerwca 1956 roku samolot DC-7 (Douglas) linii United zderzył się nad kanionem z samolotem L-1049 Super Constellation (Lockheed) linii TWA. Wszyscy pasażerowie obydwu samolotów - 128 osób - zginęli w katastrofie. Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że piloci obydwu samolotów chcieli zafundować pasażerom ekstra atrakcję na trasie - przelot nad kanionem. W ciągu zaledwie 5 lat między 1950 - 1955 liczba lotów pasażerskich linii lotniczych wzrosła dwukrotnie. Doszło w tym okresie aż do 65 kolizji samolotów w powietrzu i śmierci setek ludzi. Katastrofa nad Wielkim Kanionem stała się przysłowiową ostatnią kroplą i powodem opracowania całego nowego systemu kontroli lotów w USA. Szczątki obu maszyn są znajdywane do dziś. W ostatnich dziesięciolciach liczba wypadków lotniczych nad Kanionem znacznie spadła, ale od 1956 roku wydarzyło się tu jeszcze kilkanaście katastrof samolotów i helikopterów. Zginęło w nich 275 osób.
  • w 1992 roku 38-letni Greg Gingrich z Texasu zwiedzający kanion z żoną i nastoletnią córką, wskoczył na murek oddzielający trasę widokową od urwiska i chcąc nastraszyć córkę, udał, że spada w przepaść. Miał zamiar schować się za murkiem, ale widocznie stracił równowagę albo poślizgnął się na żwirze. Jego zwłoki znaleziono 400 stóp niżej, na pokrytej skalnym rumowiskiem półce;
  • w jeziorku w Supai kilku młodych mężczyzn skakało do wody z otaczających skał. Jeden z nich wspiął się jednak na wysoką na 200 stóp skalną półkę i skoczył do jeziorka w miejscu, w którym ma ono zaledwie 12 stóp głębokości. Uderzył z wielką siłą w skalne dno i zginął na miejscu. W Supai nie ma szpitala ani jakiegokolwiek punktu medycznego;
  • W 1993 roku dwóch wyposażonych w spadochrony mężczyzn w wieku 32 i 45 lat skoczyło w przepaść we wshodniej części kanionu. Skoczyli prawie w tym samym czasie, co było wielkim błędem, ponieważ linki ich spadochornów splątały się razem i obaj runęli ponad 900 stóp w dół. Co najbardziej niesłychane to fakt, że jeden z nich przeżył upadek;
  • w 2012 roku 24-letnia Iana "Yowana" Hociota, asystentka nauczycielska na Arizona State University podczas jednej z wielu wypraw w kanionie, stanęła na skalnej półce, która wyglądała na solidną i stabilną. W ułamku sekundy półka oderwała się od skały i runęła do wnętrza rozpadliny, razem z dziewczyną. Iana, pomimo młodego wieku, miała już duże doświadczenie we wspinaczkach i trekkingu w kanionie, ale wystarczył jeden, mały błąd;
  • w marcu 2014 roku John Anderson z Texasu spadł w przepaść na punkcie widokowym niedaleko hotelu El Tovar próbując złapać kapelusz, który zerwał mu z głowy podmuch wiatru. Jego zwłoki znaleziono na jednej z półek skalnych 350 stóp niżej;
  • w maju 2015 roku 29-letni Juan Carreras-Soto z Las Vegas, Nevada, spadł ponad 400 stóp, kiedy zszedł z asfaltowej ścieżki dla pieszych i rowerzystów niedaleko Mather Point. Trasa wzdłuż krawędzi w Grand Canyon Village jest uważana za bezpieczną. W lutym tego samego roku 73-letni turysta zmarł na zawał serca na pieszej trasie Kaibab Trail. Rok 2015 był rekordowy, na terenie parku zmarły, utonęły i zginęły w wyniku upadków z krawędzi aż 24 osoby;
  • 8 lipca 2016 roku 35-letnia mieszkanka Orlando, Florida, Colleen Burns, spadła z punktu widokowego Ooh Aah Point. Kobieta próbowała usunąć się z drogi innym turystom. Jej ciało znaleziono 400 stóp poniżej punktu widokowego.
  • w 2017 roku 4-letnia dziewczynka, Natalie Yeargan, spadła z wysokości ponad 400 stóp z punktu obserwacyjnego Mather Point. Jej ojciec, w prawie nadprzyrodzony sposób, zdołał dotrzeć do dziecka schodząc po skalnych występach, ale było już za późno;
  • od 1980 roku w kanionie wydarzyło się co najmniej kilkanaście katastrof helikopterów, w których zginęło jednorazowo 6, 8 a nawet 10 turystów, plus pilot. Wbrew reklamom, przeloty nad kanionem są niebezpieczne. Jest ich tam za dużo, maszyny są ciężkie i mało zwrotne a piloci nierzadko popisują się swoimi umiejętnościami. W co najmniej kilku przypadkach właśnie to było bezpośrednią przyczyną katastrofy;
  • w niedzielę 10 lutego 2018 roku, helikopter firmy Papillon z siedmioma osobami na pokładzie, z nieznanych przyczyn runął na dno kanionu i stanął w płomieniach. Wypadek wydarzył się w pobliżu Quartermaster Canyon kilkaset metrów od szklanego mostu w rezerwacie Hualapai, niedaleko miejsca piknikowego, gdzie lądują helikoptery tej firmy. Troje z sześciu angielskich turystów zginęło w wypadku, pilot i trójka pozostałych przeżyła i została wydobyta przez ekipy ratunkowe. Akcja trwała prawie cały dzień, ofiary przewieziono do szpitala w Las Vegas dopiero o 2 nad ranem. Blisko 800 tysięcy osób rocznie decyduje się na przelot helikopterem lub awionetką z Las Vagas do Grand Canyon i przelot nad kanionem. Od 1985 roku w katastrofach helikopterów i samolotów zginęło prawie 50 osób;
  • w 2019 roku w wyniku runięcia z dużej wysokości zginęły już co najmniej 2 osoby: 28 marca podczas robienia zdjęć z punktu widokowego Eagle Point w zachodniej części kanionu, niedaleko szklanego mostu Skywalk w rezerwacie Hualapai, spadł 50-letni turysta z Hong Kongu, a 3 kwietnia, w podobnych okolicznościach spadł 67-letni mężczyzna z Californi. Rangers znależli jego zwłoki na skalnym rumowisku 400 stóp poniżej krawędzi kanionu. Ostatni wypadek wydarzył się w miejscu uważanym za bezpieczne, w punkcie widokowym niedaleko Yavapai Geology Museum w Grand Canyon Village.

W każdym parku są miejsca niebezpieczne, w Grand Canyon niebezpieczne jest wszystko poza wytyczonymi trasami. Ale i one nie są w pełni bezpieczne. Znawcy parku ostrzegają, że bardzo niebezpieczne są również piesze trasy, które każdego dnia przemierzają setki turystów. Najpopularniejsza i uważana powszechnie za najłatwiejszą do pokonania, Bright Angel Trail, to w rzeczywistości trasa trudna i wyczerpująca. Rangers odradzają nawet powrót z dna kanionu tego samego dnia. Bright Angel to ponad 4,300 stóp różnicy poziomów, latem upał jest nie do zniesienia, temperatura i odwodnienie może zabić nawet młodego, silnego człowieka. Głównym wrogiem turysty jest jednak jego własna głupota i brawura. Para na zdjęciu powyżej zeszła z wytyczonego szlaku na Bright Angel w miejscu, w którym stoi znak ostrzegający przed niebezpieczeństwem. Wąska półka skalna, na której stoi fotografujący mężczyzna ma 60 centymetrów szerokości, jest pokryta żwirem i odłamkami, na których bardzo łatwo się poślizgnąć. Wystarczy jeden fałszywy krok żeby stracić równowagę. Ten wąski występ skalny jest na wysokości 3,000 stóp - ponad 900 metrów. To długie spadanie, dużo czasu na spóźnioną refleksję. Rangers w parku mówią, że prawie każdego dnia spotykają turystów rozpoczynających trasę Bright Angel w złych butach. Zdarzają się "turystki" w butach na wysokich obsasach. Niestety, ostrzeżenia są mało skuteczne, dlatego władze parku nie planują już ustawiania dodatkowych barierek i znaków ostrzegawczych i wznoszenia murków w nowych miejscach, bo jest jasne, że nie da się w ten sposób wyeliminować brawury i braku wyobraźni. Ludzie potrafią się uśmiercić w każdym miejscu i w najmniej prawdopodobnych okolicznościach. Śmiertelnych wypadków, połamanych nóg, żeber i kręgosłupów można by uniknąć tylko jeżeli odgrodzi się turystów od całego kanionu.

Każdego roku na Bright Angel przeprowadzanych jest co najmniej 250 operacji ratunkowych. Plusem tej trasy, w porównaniu z innymi, zwłaszcza z tymi na północnej stronie Wielkiego Kanionu, jest stosunkowo łatwy dostęp dla ekip ratunkowych. Możesz mówić o szczęściu, jeżeli ratownicy zdejmą cię z trasy bo nie możesz dalej iść w butach na wysokich obcasach, ale zawał serca albo wylew nie poczekają aż dotrą do ciebie medycy. Jeżeli nie jesteś w bardzo dobrej kondycji fizycznej, wybierz wyprawę na mułach. Kieruj się kilkoma podstawowymi zasadami: nie schodź z wytyczonych tras i nie podchodź do samego brzegu przepaści, stosuj się do zaleceń i traktuj poważnie wszystkie ostrzeżenia.


4. Yellowstone National Park


Gorące jeziorko w Yellowstone Zdjęcie: Eric Vaughn


Stan: Wyoming
Rok założenia: 1892

Obszar: 2.2 miliona akrów
Odwiedzających: 6 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 93


Śmierć młodego mężczyzny w gorącym jeziorku w Yellowstone w 2017 roku została tak bardzo nagłośniona przez środki przekazu, że można by sądzić, że to jedyny taki przypadek. W rzeczywistości, w ostatniej dekadzie w takich samych jeziorkach straciły życie co najmniej 22 osoby, w wypadkach, o których władze wiedzą. Jeziorka w Yellowstone nie są wypełnione ciepłą, źródlaną wodą, w której można by sobie wymoczyć nogi, lecz wrzącym roztworem różnych kwasów, z przewagą kwasu siarkowego. Taka mieszanka zabija człowieka w ciągu 2 minut i rozpuszcza ciało razem ze szkieletem w ciągu kilku, najwyżej kilkunastu godzin i jeżeli nie było świadków wypadku, to prawie nigdy nikt się o nim nie dowie. Znane są jedynie te przypadki, w których ktoś widział wpadającego do jeziorka człowieka, albo zauważył zniknięcie członka grupy. Dlatego prawdziwa liczba nieszczęśliwych wypadków nie jest znana.

Yellowstone leży na ogromnym kraterze jednego z największych, aktywnych wulkanów na świecie, na szczycie największego lądowego zbiornika magmy. Tylko kilka podmorskich wulkanów jest większych. Yellowstone jest zaliczany do tzw. superwulkanów, a jego erupcja zniszczyłaby 3/4 powierzchni USA i zamieniła w popiół obszar w promieniu 100 mil od centrum wybuchu. Wyziewy z wnętrza ziemi zatruwają okolicę i większość źródeł w najbliższym sąsiedztwie, a znajdujące się w okolicy jeziorka i baseny mają temperaturę wrzenia. Informują o tym dziesiątki tablic, broszur informacyjnych i ostrzeżeń. Trudno w to uwierzyć, ale mimo to ludzie wsadzają do wrzącej wody ręce, stopy, a nawet usiłują zażyć kąpieli. Wrzucają też monety, na szczęście, jak do fontanny w shopping mall.

Wypadki w Yellowstone można z grubsza zaliczyć do jednej z trzech grup: gorące jeziorka, spotkania z dzikimi zwierzętami oraz ogólnie - trekking i hiking w otaczających kanionach. Plus pozostałe, znane z innych parków (tzw. "przyczyny naturalne" i wypadki samochodowe).

Największym zagrożeniem dla turysty są oczywiście gorące źródła, a raczej zejście z wytyczonych tras i z drewnianych pomostów, czyli głupota. Jeszcze raz: największym zagrożeniem dla turysty jest jego własna głupota. Na drugim miejscu są spotkania z dzikimi zwierzętami. Tu głupota jest chyba jeszcze bardziej szokująca. Ktoś może nie umieć czytać albo nie znać angielskiego i nie być w stanie zrozumieć ostrzeżenia przed kwasem w jeziorku, ale bizona każdy widzi. Półtora tony żywej energii potrafiącej biec z szybkością ponad 30 mil na godzinę, wyposażone w rogi, którymi umie podrzucić człowieka na wysokość 8 metrów i rozpruć mu brzuch jednym ruchem głowy. W niektórych sezonach krowy są szczególnie agresywne bo mają młode, a byki są agresywne zawsze, bo strzegą swoich haremów. Wyścig z bizonem to jak wyścig z czołgiem. Niedowiarkom polecamy dowolne video z dobrej hiszpańskiej albo meksykańskiej corridy, żeby zobaczyć co potrafi zwykły byk, i porównać go z bykiem amerykańskiego bizona, ktory jest dwa razy większy i dwa razy więcej waży. Na szczęście, bizony wydają się mieć więcej rozumu i czasem ignorują głupców prowokujących te niebezpieczne zwierzęta. Setki ludzi wychodzą z samochodów na widok kilku niedźwiedzi na drodze. Robią zdjęcia, podchodzą na wyciągnięcie ręki, odwracają się tyłem do dzikiego zwierrzęcia i pstrykają selfies, próbują głaskać bizony, łosie i jelenie. Black bear - czarny niedźwiedź - potrafi wyjść na każde drzewo 10 razy szybciej niż człowiek ze specjalnym ekwipunkiem i biec co najmniej 3 razy szybciej.

Firma Xanterra, prowadząca hotele i schroniska w wielu parkach narodowych w USA, w tym również w Yellowstone, prosi klientów o krótkie, pisemne opinie na temat warunkow, standardu i o ogólne wrażnie z pobytu w ich ośrodkach. W 2015 pracownica recepcji znalazła formularz pozostawiony tam przez opuszczających ośrodek turystów, z uwagami tej treści: "Our visit was wonderful but we never saw any Bears. Please train your bears to be where Guests can see them. This was an expensive trip to not get to see Bears" (Nasza wizyta była cudowna, ale nigdy nie widzieliśmy żadnych niedźwiedzi. Proszę przeszkolić wasze niedźwiedzie, tak żeby były tam, gdzie Goście mogą je zobaczyć. To była za droga wycieczka żeby nie zobaczyć niedźwiedzi). Trudno się dziwić, że pewien Rannger w Yellowstone powiedział kiedyś: "There is considerable overlap between the intelligence of the smartest bears and the stupidest tourists" (Inteligencja najmądrzejszych niedźwiedzi i najgłupszych turystów jest bardzo zbliżona). Znane są dwa udokumentowane przypadki rodziców sadzających dzieci na niedźwiedziu i na grzbiecie bizona do zdjęcia. Niektórzy turyści próbują wypocząć aktywnie, za wszelką cenę, czyli uprawiając trekking - piesze wędrówki w niedostępnych rejonach. Okolica parku jest górzysta, jest tu plątanina kanionów, źródel i wodospadów, słowem raj dla uwielbiających dziką naturę turystów. Niestety, wielu - podobnie jak w innych parkach - ma za słabą kondycję albo przecenia swoje umiejętności i możliwości. W bardziej niedostępnych partiach dookoła parku szansa spotkania z niedźwiedziem, albo jeszcze gorzej, niedżwiedzicą z młodymi, jest o wiele większa niż w parku. Plagą wszystkich rezerwatów przyrody - nie wiadomo ile razy trzeba to powtarzać - jest przekonanie ogromnej liczby turystów, że park jest w zasadzie czymś takim jak park w mieście, gdzie dzieci kopią w piłkę, podczas kiedy mamusie na ławce dzielą się plotkami.

  • W 1924 roku małżeństwo Dunn z Minneapolis zapragnęło zwiedzić Wielki Kanion Yellowstone. Mister Dunn zaparkował auto niecałe 50 stóp od punktu widokowego Grand View ale uznał, że chce je przestawić. Podczas cofania popełnił jakiś błąd i auto stoczyło się z urwiska ponad 100 stóp. Oboje wypadli z pojazdu i ich zwłoki znaleziono dopiero 800 stóp poniżej parkingu, na samym dnie kanionu. Podobno masa metalu wyciągnięta dźwigiem nie przypominała wcale ich Forda, a ciała państwa Dunn były tak zdewastowane, że żadna gazeta nie odważyła się zamieścić nawet ich opisu;
  • w sierpniu 1942 niedźwiedź zabił kobietę w nocy na kampingu przy Old Faithful.
  • w 1970 roku 9-letni Andy Hecht z Williamsville, New York, potknął się na brzegu jednego z kilku tysięcy trujących jeziorek i wpadł do wody. Próbował płynąć, zdołał nawet machnąć kilka razy ramionami, ale kilka sekund później już nie żył, wystarczył jeden łyk kwasu i żrących oparów w płucach. Jego ciało prawie natychmiast zatonęło na oczach przerażonych rodziców.
  • w czerwcu 1972 niedźwiedzica grizzly zabiła turystę, który rozbił obozowisko poza kampingiem. Mężczyzna zostawił swój namiot na kilka godzin a w nim zapasy żywności. Kiedy wrócił późnym wieczorem, zaskoczył buszujące w namiocie zwierzę, co sprowokowało śmiertelny atak;
  • w 1981 roku 24-letni David Kirwan i 25-letni Ronald Ratliff z Californi zaparkowali samochód w pobliżu Celestine Pool, jednego z ponad 10 tysięcy gorących źródeł na terenie parku. Z samochodu wybiegł pies Kirwana i wskoczył do jeziorka. David Kirwan, bez większego namysłu i ignorując ostrzeżenia innych turystów wskoczył do wody próbując ratować psa. Po minucie zdołał dopłynąć do brzegu i z pomocą kolegi wydostać się z jeziorka, ale był już wtedy ślepy a sparzona we wrzącym kwasie skóra odpadała z niego całymi płatami. Został przewieziony helikopterem do szpitala w Salt Lake City, gdzie zmarł po kilku godzinach;
  • w sierpniu 2000 roku pracownica parku Sara Hulphers wraz z dwoma kolegami poszła pływać w Firehole River. Znając dobrze okolicę, trójka młodych ludzi postanowiła wrócić na skróty, przez Lower Gayser Basin. W pewnym miejscu musieli przeskoczyć przez wąski strumyk, ale nie mając żadnego sprzętu ani latarek, zboczyli lekko ze swojej trasy i zamiast nad strumieniem, znaleźli się nad brzegiem trującego Cavern Spring. Wszyscy troje wpadli do wrzącej wody. Halphers doznała poparzeń 3-go stopnia na całym ciele i zmarła parę godzin później. Jej dwaj towarzysze przeżyli, ale spędzili w szpitalu kilka miesięcy przechodząc po kilkanaście operacji;
  • wspomniany wcześniej młody mężczyzna, o którym pisały wszystkie gazety, to Colin Scott z Portland, Oregon. W czerwcu 2016 roku Collin razem z siostrą poszukiwał w Yellowstone stosownego ciepłego jeziorka do kąpieli, daleko poza trasami dla turystów. Sprawdzając temperaturę wody w jednym z takich jeziorek, Scott poślizgnął się i wpadł do wody. Całą scenę nagrała na iPhonie jego zaszokowana siostra, która zdążyła zaalarmować Park Rangers. Niestety, Colin nie żył już po minucie, a z powodu gwałtownej burzy nie udało się wydobyć resztek ciała mężczyzny. Akcja podjęta następnego dnia rano nie przyniosła rezultatu, ponieważ kwas całkiem rozpuścił zwłoki. Park nie opublikował nagrania video uznając, że jest zbyt szokujące;
  • Między 1984 a 2015 niedźwiedzie, głównie grizzly, zabiły w okolicach parku co najmniej 5 osób: fotografów, hikers i turystów.

Zasada Numer Jeden w Yellowstone: nie schodź z wytyczonycyh tras ani z drewnianych alejek. W niektórych miejscach grunt wygląda na zupełnie normalny, a tymczasem jest to tylko cienka jak gazeta warstwa minerałów rozpuszczonych w super-gorącej głębi kwasowego jeziora i skrystalizowanych w niskiej temperaturze na powierzchni. Taki obszar, przysypany kurzem, liśćmi z drzew i suchą trawą wygląda całkiem normalnie, ale załamuje się, jak cienki lód na rzece, pod ciężarem nawet małego zwierzęcia. Pod spodem jest kwas siarkowy o temperaturze wrzenia. Zasada Numer Dwa: nie spuszczaj z oka dzieci, nawet najspokojniejszych i najbardziej karnych, a jeszcze lepiej trzymaj je za rączkę na wszystkich trasasch. A w ogóle najlepiej nie bierz małych dzieci do Yellowstone. Zostaw je u krewnych albo u zaufanych przyjaciół.

Oprócz wypadków śmiertelnych, o których piszą gazety, dziesiątki turystów doznaje w Yellowstone obrażeń nie zagrażających życiu, o których wiedzą tylko zaineresowani, obsługa parku i personel szpitalny. Jest ich jednak o wiele więcej. Ponad 700 osób rocznie wymaga pomocy medycznej, od prostych opatrunków, po wielomiesięczne kuracje w szpitalach i klinikach. Ludzie doznają poparzeń stóp i dłoni, czasem bardzo poważnych, bywają poturbowani, mniej lub bardziej poważnie poranieni przez dzikie zwierzęta, wielu łamie ręce, nogi i kręgosłupy. Niektóre wypadki powodują trwałe kalectwa.


5. Golden Gate National Recreational Area


Uwaga! Niebezpieczne urwiska i fale Zdjęcie: Franco Folini


Stan: California
Rok założenia: 1972

Obszar: 82,000 akrów
Odwiedzających: 16 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 85


Tablice ostrzegawcze w niebezpiecznych miejscach w parku Golden Gate nie pozostawiają żednej wątpliwości. W ciągu tej samej dekady 2006 - 2016, życie straciło tu 85 osób, większość z powodu utonięcia. Niektórzy giną w wyniku upadku z urwiska wprost do wody albo na przybrzeżne skały. Niestety, takie miejsca przyciagają też "śmiałków", którym czasem się nie udaje. Zajmują wtedy miejsce w statystykach zgonów w miejscu przeznaczonym do rekreacji, wypoczynku i zabawy. Najsmutniejsze jest to, że giną tu też ludzie, którzy wcale nie chcą pobijać żadnych rekordów ani popisywać się swoją tężyzną i umiejętnościami, jak w innych parkach. Giną z głupoty albo z braku wyobraźni. Nie ma w tej liczbie samobójców skaczących z mostu, Golden Gate nie należy do parku i ma swoje własne, smutne statystyki.

Cały południowo-zachodni brzeg parku, od mostu aż do Point Bonita wzdłuż przesmyku Golden Gate, jest szczególnie niebezpieczny dla kąpiących się ludzi. Jest słynny ze zradliwych wirów i prądów, które potrafią z łatwością wyrzucić człowieka daleko od brzegu, na głęboką wodę, skąd przeważnie nie ma powrotu. Bliżej Bonita Point jest bardzo dużo ostrych i niebezpiecznych skał, wiele z nich tuż pod powierzchnią wody. Prądy zmieniają się tam co chwilę i są nieprzewidywalne. Niewiele lepiej jest wzdłuż wybrzeża oceanu na północ od Point Bonita aż do Muir Beach. Cały ten odcinek to stroma skarpa, która od strony lądu nie wydaje się szczególnie niebezpieczna, ale upadek z 20 - 30 metrów jest prawie zawsze śmiertelny. Takie skarpy są z reguły niestabilne, podmywane od dołu przez fale grożą zawaleniem w każdej chwili. Niby wszyscy o tym wiedzą, ale każdego dnia setki ludzi obserwują zachód słońca stojąc na samym brzegu urwiska. Silne prądy przeważają na całym wybrzeżu Pacyfiku, ale przyczyniają się do powstawania niebezpieczncyh wirów w zatokach. Pomimo tablic ostrzegawczych, każdego dnia kiedy jest ładna pogoda, w większości miejsc dostępnych z parku pływa co najmniej kilka osób. Niektóre po kilkadziesiąt i więcej stóp od brzegu, przeważnie bez kamizelek. Ofiarami prawie wszystkich wypadków w parku Golden Gate nie są turyści, dla których park jest o wiele mniej atrakcyjny niż na przykład Yosemite, ale mieszkańcy San Francisco i okolic, którzy znają to miejsce bardzo dobrze i często spędzają tu cały dzień.


6. Glen Canyon National Recreational Area


Lake Powell Zdjęcie: Mark Cameron


Stan: Arizona/Utah
Rok założenia: 1972

Obszar: milion 250 tysięcy akrów
Odwiedzających: 3,2 miliony rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 82


Wielkie sztuczne jezioro powstałe dzięki tamie na rzece Colorado w kanionie Glen przyciąga setki tysięcy turystów przez cały rok. Podobnie jak Lake Mead na zachód od Wielkiego Kanionu, Lake Powell oferuje dziesiątki różnych form rekreacji i wypoczynku. Okolica tamy i miasteczka Page oferuje jedyne w okolicy ogromne zaplecze turystyczne z wielką ilością hoteli, moteli, restauracji, wypożyczalni samochodów i sprzętu. Dziesiątki firm oferują wszelkie możliwe formy rekreacji, wypoczynku i sportów wodnych. Lake Powell i Page są pełne turystów prawie przez cały rok.

Jezioro jest jednak niebezpieczne, jak każda wielka naturalna formacja, o czym wielu ludzi nie chce pamiętać. Tamę oddano do użytku w 1966 roku, ale jej główna betonowa struktura istniała o wiele wcześniej. Kanion wypełnił się częściowo wodą już w 1963, przez następne 3 lata wykańczano resztę, instalowano generatory i turbiny, wznoszono otaczającą infrastrukturę. Turyści zaczęli ściągać do Glen Canyon zaraz po pojawieniu się na mapie nowego jeziora. W ciągu 46 lat między 1969 a 2015, w jeziorze i w jego najbliższym sądziedztwie - na terenie Glen Canyon National Recreational Area - życie straciło 386 osób. 282 zostało uznanych za tragiczne wypadki, 80 za zgony z przyczyn naturalnych, a 13 za samobójstwa. 5 osób zostało zamordowanych w różnych okolicznościach. Najwięcej śmiertelnych wypadków to utonięcia i wypadki łodzi i motorówek: zderzenia, uderzenia w skalisty brzeg i inne błędy kierujących. Bardzo silne i nagłe porywy wiatru zdolne przewrócić nawet dużą łódź, były przyczyną przynajmniej kilkunastu śmiertelnych wypadków. Nie ma dokładnych statystyk dotyczących wypadków spowodowanych przez uderzenia piorunów, ale wiadomo o tych spowodowanych przez silne burze.

Największa liczba śmiertelnych wypadków na jeziorze Powell'a, to efekt zwykłej głupoty. Kąpiele pod wpływem alkoholu, alkoholowe imprezy w pływających domach i na łodziach na środku jeziora, popisywanie się przed innymi swoimi umiejętnościami. Podobnie jak we wszystkich najbardziej niebezpiecznych miejscach w parkach narodowych, największą grupą ofiar są mężczyźni w wieku 20-29 lat. Niektórzy "śmiałkowie" skaczą do wody z wysokiuch klifów, inni udają się na samotne wyprawy dookoła fiordów i jeziora. Lake Powell powstało w jednym z najbardziej niedostępnych i niezagospodarowanych rejonów USA. Poza Page i przystaniami dla łodzi w kilku miejscach, rejon jeziora nie ma żadnego innego zaplecza. Pogranicze Arizony i Utah to najprawdziwsza pustynia, gdzie temperatury wahają się od ponad 110°F (43°C) w dzień, do zera °F (-18°C w nocy).

  • W czerwcu 2013 roku łódź motorowa z 13 osobami (siedem dorosłych i sześcioro dzieci) na pokładzie prowadzona przez 59-letniego Adriana Jackman'a, zderzyła się z łodzią mieszkalną ("houseboat") niedaleko Dangling Rope Marina. W wyniku zderzenia 57-letnia żona Adriana, Marilyn Jackman zginęła na miejscu. Ich 22-letnia córka, Jessica Jackman i 29-letnia narzeczona syna, Valerie Rae Bradshaw, zostały uznane za zaginione. Ich ciała kilka dni później wydobyli nurkowie z dużej głębokości;
  • w tym samym miesiącu w okolicy Warm Creek Bay utonął 61-letni mężczyzna, którego ciało odnaleziono po kilku dniach;
  • w lipcu 2013 z motorówki, która uderzył w wysoką falę, wypadł siedzący na rufie 5-letni chłopiec. Dziecko wpadło prosto pod śrubę i zginęło na miejscu;
  • w październiku 2015 r. biuro National Park Service przy Glen Canyon NRA otrzymało powiadomienie, że młody mężczyzna skoczył do jeziora z 90-stopowej (27m.) skarpy i nie wypłynął. Ciało 28-letniego William'a Burke z Jackson, Wyoming, zostało odnalezione 6 dni później na głębokości ponad 150 stóp przez zdalnie sterowaną mini-łódź. Pomiędzy rokiem 2000 a 2015 sześć osób straciło życie skacząc z wysokich klifów i skalnych półek;
  • 24 lipca 2016 mężczyzna stracił panowanie nad szybką motorówką po uderzeniu w podwodną skałę. Uderzenie wyrzuciło z łodzi trójkę dzieci. 8-letni chłopiec trafił na śrubę, która odcięła mu lewe ramię i lewą nogę. Wszystkie dzieci zostały uratowane dzięki sprawnej akcji świadków wypadku i rangers. Chirurdzy ze szpitala dziecięcego w Phoenix zdołali przyszyć odcięte ramię, chłopiec stracił jednak nogę;
  • dwa jet skis prowadzone przez dwóch braci zderzyły się w Iceberg Canyon w lipcu 2016 roku. Jeden z braci, 23-letni mężczyzna, zginąl na miejscu, drugi w wieku 15 lat, doznał licznych obrażeń;
  • w sierpniu 2017 roku 25-letni Erick Kallestewa z Hoteville, Arizona, utonął po skoku do jeziora z 30-stopowej skarpy. Kallestewa nie doznał żadnych obrażeń, ale w miejscu, gdzie zniosła go silna fala, brzeg wznosił się pionowo w górę na wysokość kilkudziesięciu stóp. Skoczkowi zabrakło sił, żeby dopłynąć do płaskiego brzegu;
  • w sierpniu 2018 r. grupa 28 młodych ludzi wynajęła trzy łodzie pontonowe i postanowiła popływać niedaleko Wahweep Bay. Wszyscy wskoczyli do wody bez kamizelek ratunkowych w dużej odległości od brzegu. Silny wiatr spowodował jednak wysokie fale i kilku pływaków zaczęło poważnie tracić siły. Kilkunastu dopłynęło do łodzi, kilku dotarło do brzegu. 20-letni Aleksander Aleksandrovich z St. Petersburga w Rosji nie dopłynął ani do łodzi ani do brzegu i utonął. Dwóch innych uczestników niefortunnej wyprawy, którzy próbowali wciągnąć go do łodzi, zostało poważnie poranionych przez śrubę.

Od początku istnienia jeziora utonęło w nim kilkaset osób. Prawie 150 nie miało kamizelek ratunkowych. Z 44 osób, które utonęły w jeziorze w latach 1995 - 2005, aż 35 nie miało kamizelek ratunkowych. Z tych 35 ofiar bez kamizelek, 27 nie umiało pływać. Powyższe przykłady rzeczywiście wyglądają jak nieszczęśliwe wypadki, ale większości z nich można było uniknąć. Przykładów szczególnej głupoty możnaby przytoczyć o wiele więcej, ale już wystarczy. Zresztą Lake Powell to nie jedyne miejsce, gdzie giną ludzie. W Polsce co drugi dziennik w lecie przynosi podobne wiadomości: a to kobieta nad Wisłą w Warszawie, a to dwoje dzieci na jeziorze na Mazurach, albo pijany młodzieniec w jakiejś innej rzece albo w jeziorze. Możliwe, że to jakaś upiorna zasada obowiązująca wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną. Ale może pisanie o tym w gazetach, przypominanie w głównych wydaniach dzienników telewizyjnych, przestrogi na blogach i na takich stronach jak ta, ustrzegą choć jednego człowieka od losu tych, którzy nie wrócili z wakacji bo mieli za mało wyobraźni.


7. Denali National Park


Lato w Denali Zdjęcie: Steve Sellers


Stan: Alaska
Rok założenia: 1917

Obszar: 6 milionów akrów
Odwiedzających: 590,000 rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 62


Park narodowy Denali to wielki łańcuch górski, w którym dominuje słynny McKinley Peak, przemianowany w 2017 rokiu, w setną rocznicę założenia parku, na Mt. Denali, co w jednym z lokalnych językłów oznacza "wysoka góra". W najniższych partiach masywu dominują lasy iglaste, obszary położone nieco wyżej są pokryte tajgą i tundrą. Ten wąski pas podbiegunowej roślinności ustępuje miejsca wiecznej zmarzlinie i lodowcom, których kilkadziesiąt spływa powoli z wielu szczytów łańcucha w okalające go doliny. Ciągnący się na długości ponad 600 mil (prawie 1,000 km) w poprzek Alaski park i wyodrębniony w nim obszar Denali Wilderness, jest prawie w całości niezagospodarowany. Biegnie tędy tylko jedna droga, stanowiąca zarazem granicę parku i przylegającego do niego od południa parku stanowego o tej samej nazwie.

Liczący 20,310 stóp wysokości nad poziomem morza Mt. McKinley - a raczej Mt. Denali - jest nawyższą górą w Północnej Ameryce. Przyjęty i powszechnie stosowany system mierzenia wysokości obiektów na lądzie od poziomu morza, nie oddaje rzeczywistego kształtu łańcuchów górskich i szczytów. Faktyczna wysokość góry liczona od podstawy jest całkiem inna. Denali, który wznosi się na 5 i pół kilometra od podstawy, jest dużo wyższy od Mt. Everest, którego faktyczna wysokość (od podstawy) wynosi 12,000 stóp (3,700 metrów). Podawana całkowita wysokość Mt. Everest - 29,035 stóp (8,850 m) - to wysokość nad poziomem morza. To tak jakby twierdzić, że czteropiętrowa kamienica w Denver, Colorado jest o prawie milę wyższa od Empire State Building w Nowym Jorku.

Położony w parku narodowym oferującym niezłe zaplecze, Mt. Denali jest bardzo popularny wśród turystów. Do położonego zaledwie 120 mil od Fairbanks parku można dojechać dobrą drogą prawie o każdej porze roku, nawet w środku zimy, jeżeli nie ma bardzo obfitych opadów śniegu. Dlatego Mt. Denali jest o wiele bardziej popularny niż setki innych wielkich gór na świecie. Zaplecze parkowe i otoczenie Mt. Denali to wciąż cywilizacja, przynajmniej w niewielkiej odległości, co zdecydowanie odróżnia go od podobnych miejsc w Kirgistanie, Pakistanie albo w Nepalu, gdzie nie ma zupełnie nic w promieniu setek mil, a w nielicznych górskich osadach czas zatrzymał się wieki temu. Rocznie, co najmniej tysiąc osób z całego świata próbuje swoich sił w wysokogórskiej wspinaczce. Większość to wytrawni sportowcy, ale na przygodę wśród wiecznych śniegów i lodowców decydują się też niestety amatorzy, często przeświadczeni, że wielka góra na terenie parku to rozrywka, podobna do IMAX w Orlando. Od 1932 roku w parku Denali zginęło 129 osób. Z powodu bardzo trudnych warunków na stromych zboczach, niskich temperatur na dużych wysokościach przez cały rok, lawin i porywistych wiatrów, wielu osób, które zginęły próbując zwyciężyć z górą, nie udało się znieść z tras. Władze wiedzą o 44 ciałach, które pozostały na zawsze w wiecznej zmarzlinie Mt. Denali.

  • W marcu 2007 roku dwoje wytrawnych alpinistów, 36-letnia Mizuki Takahishi i 27-letni Brian Massey, obaj mieszkańcy stanu Washington, spadli ponad 1,900 stóp podczas schodzenia ze szczytu Mt. McKinley (Mt. Denali). Mazuki zmarła od obrażeń w kilka minut po upadku, Massey kilka dgodzin później. Nie żył już kiedy dorła do niego ekipa ratunkowa;
  • w kwietniu 2007 38-letnia, doświadczona alpinistka, Lara Kellog z Seattle, Washington, spadła z wysokości ponad 1,000 stóp podczas schodzenia ze ściany Northeast Buttress na Mt. Wake. Według jej partnera, Jed'a Brown'a z Fairbanks, Kellog prawdopodobnie nie zauważyła, że lina, po której opuszczała się w dół była krótsza niż sądziła i nie miała na końcu węzła, który mógł zapobiec wypadkowi;
  • w maju 2007 roku, nagła lawina zmiotła ze stromej ściany dwóch doświadczonych wspinaczy, 33-letniego Andre Callari z Salt Lake City, Utah, i 32-letniego Brian'a Postlethwait'a z Park City, Utah. Masa śniegu zepchnęła ich prawie 2,000 stóp w dół, aż do podstawy Mt. Barille. Od 1976 roku co najmniej 45 wspinaczy zginęło w okolicy Mt. Denali w lawinach śnieżnych;
  • W maju 2015 roku dwoje wspinaczy znalazło zamarznięte ciało 39-letniego turysty z Argentyny, Heraldo Javier'a Callupan'a w obozie na poziomie 17,200 stóp. Callupan próbował osiągnąć szczyt samotnie. Świadkowie podali, że widziano go dzień wcześniej w obozowisku na pozimie 14,200 stóp, i że był w dobrej formie. Callupan był 123-cią osobą, która straciła życie poróbując zdobyć Mt. Denali od 1932 roku.
  • w lutym 2017 roku pracownik odśnieżający parking przy Bayers Lake na terenie Denali State Park snalazł zaparkowany samochód, a w nim zwłoki Ross'a Hagens'a i Michelle Danek, oboje w wieku 31 lat. Żadne z nich nie miało na sobie właściwego ubrania, Hagens nie miał na nogach butów. Silnik nie był zapalony;
  • w październiku 2012 roku niedźwiedź grizzly zabił 49-letniego turystę z San Diego, Richard'a White'a. Był to pierwszy śmiertelny atak niedźwiedzia na terenie parku w jego prawie 90-letniej historii, ale ataki niedżwiedzi zdarzają sie na Alasce stosunkowo często. Na szczęście nie zawsze kończą się tak tragicznie, bo miejscowi wiedzą lepiej jak się zachować niż przyjezdni turyści. Ciało White'a, a własciwie resztki nie pożarte przez grizzly, znaleźli inni turyści, którzy zaalarmowali rangers. Przy zwłokach znaleziono jego aparat fotograficzny ze zdjęciami ataku. Po analizie okazało się, że White natknął się na grizzli niedaleko kampingu i zamiast jak najszybciej uciec z tego miejsca, zaczął fotografować 600-funtowego samca, podchodząc do niego na odległość 40 metrów;
  • sierpień, 2018. Mały samolot firmy turystycznej K2 Aviation z czwórką turtystów z Polski i pilotem na pokładzie, rozbił się na stoku Thunder Mountain na wysokości 10,900 stóp (3,300 m). Pilot Craig Layson, weteran lotnictwa z 45-letnim doświadczeniem, żył i zdołał skontaktowac się z bazą firmy za pomocą telefonu satelitarnego. Udało mu się połączyć jeszcze raz godzinę później i powiadomić bazę, że pasażerowie są ranni. Samolot wbił się w lodowy nawis na zboczu. Takie nawisy są niestabilne i grożą oderwaniem się od ściany w każdej chwili, dlatego akcja ratunkowa nie mogła być podjęta. Ratownicy zdołali dotrzeć do wraku na linach z helikoptera. Dwóch ratowników potwierdziło, że wszyscy pasażerowie już nie żyli. Władze parku postanowiły pozostawić wrak i zwłoki w miejscu katastrofy.

Park Denali trzeba koniecznie zwiedzać latem, w lipcu albo w sierpniu. Tętni wtedy życiem, kwitną kwiaty, są ptaki i mnóstwo dzikich zwierząt, droga przez park jest otwarta. Zimą łatwiejszy jest stanowy park Denali tuż obok, w którym są ciekawe trasy narciarskie. Denali jest niebezpieczny, ale głównie dla zawodowców i wytrawnych alpinistów, zdobycie szczytu jest co najmniej tak samo trudne jak zdobycie Mount Everest. Chociaż Denali nie mieści się nawet w pierwszej trzydziestce najwyższych gór na świecie, jego wysokość od podstawy do szczytu - 18,000 stóp (5,500 metrów) - stawia go na pierwszym miejscu. Wejście na Denali należy do najtrudniejszych na świecie. Doświadczeni alpiniści na zdobycie góry muszą poświęcić co najmniej 3 tygodnie, a na sam szczyt dociera mniej niż połowa. Na szczęście większość zwykłych turystów nie decyduje się na wspinaczkę na szczyt wielkiej góry, dlatego park ma stosunkowo niską liczbę tragicznych wypadków.


8. Great Smoky Mountains National Park


Las na szlaku Baxter Creek Zdjęcie: Miguel Vieira


Stan: Tennessee/North Carolina
Rok założenia: 1934

Obszar: 522,419 akrów
Odwiedzających: 11.3 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 60


Great Smoky Mountains przyciąga największą, rekordową liczbę turystów ze wszystkich parków narodowych w USA. Rocznie odwiedza go ponad 11 milionów osób, z których staystycznie 6 do 7 ginie tu z różnych przyczyn. Od 1931 do 2013, na terenie parku zginęło 466 osób, o których władze wiedzą. Prawie na pewno zmarło tu jednak o wiele więcej osób, prawdziwej liczby ofiar nie zna jednak nikt. Co jakiś czas turyści i rangers odnajdują ludzkie szczątki, których nie da się zidentyfikować. W 2018 roku w Great Smoky Mountains straciło życie 11 osób, 7 w 2017 i 16 w 2016. Większość to ofiary wypadków samochodowych, drogi w parku są bardzo trudne, kręte i wąskie. Nawet latem jazda samochodem wymaga szczególnej koncentracji i uwagi. Większość wypadków drogowych jest spowodowanych przez kierowców, którzy zamiast nie spuszczać oczu z drogi, podziwiają cudowne widoki. W wielu miejscach wystarcza moment nieuwagi. Turyści robią setki zdjęć, zwłaszcza z samochodów. Zdjęcia, w tym "selfies" w trakcie jazdy z pięknym krajobrazem w tle, robią również kierowcy. Najcenniejsze są te z serpentyn, ostrych zakrętów, albo nad urwiskami. Najgorszy jest 5-milowy odcinek drogi stanowej TN-71 (Hwy. 411) pomiędzy Pigeon Forge a Gatlinburg, zwany "The Spur". Prawie cały ten odcinek jest 4- a nawet w niektórych miejscach 6-pasmowy, z dwoma osobnymi nitkami w obu kierunkach, ale wydarza się tu najwięcej wypadków. Może właśnie dlatego, że droga jest tak dobra. Młodzi, nieustraszeni kierowcy organizują tu nawet co jakiś czas dzikie wyścigi samochodowe.

Na drugim miejscu po wypadkach drogowych, są ofiary utonięć. Zginęło w ten sposób aż 59 osób. Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne w parku, w którym nie ma jezior ani większych rzek, ale ludzie topią się nawet w leniwych strumieniach, które za sprawą ulewnego deszczu w całkiem innej partii Appalachów, stają się nagle rwącymi rzekami. Turyści spadają też z wodospadów wprost na skały poniżej, albo do wyrobionego przez wodę głębokiego basenu. 50% Amerykanów nie umie pływać, ale nawet ci, którzy radzą sobie w wodzie całkiem dobrze, mogą utonąć z powodu temperatury wody. Górskie strumienie są zimne nawet w lecie, dłuższe przebywanie w wodzie prowadzi często do hipertermii i w rezultacie do utraty przytomności.

Park ma ponad 700 mil pieszych tras i szlaków na ogromnym terenie, pozostawionym w stanie prawie całkiem naturalnym. Smoky Mountain Park to park górski, są tu więc setki skarp, stromych urwisk, śliskich jak lód skał, podmokłych mchów i rwących strumieni. W parku żyje kilkaset czarnych niedźwiedzi i tyle samo łosi, które tylko z daleka wydają się łagodne i przyjazne. W rzeczywistości to dzikie i nieprzewidywalne zwierzę, które traktuje człowieka jak wroga i intruza. Pomimo tablic ostrzegawczych, ulotek, publikacji i bezpośrednich rad i zaleceń rangers, wielu turystów schodzi z wytyczonych szlaków, próbuje pokonać najbardziej niedostępne i dzikie partie gór, czasem samotnie, fotografuje się z niedźwiedziami, itd. Rangers zwracają uwagę, że nie zawsze jest to zwykła głupota, przeważnie raczej niewiedza, wiara, że w takim miejscu jak park narodowy, nic złego nie może się przecież wydarzyć.

  • 28 marca 2005 roku, w tragicznym wypadku na odcinku drogi zwanej The Spur pomiędzy Gatlinburg i Pigeon Forge, zginęło 5 starszych osób. Honda Accord, prowadzona przez 18-letniego Johnny'ego Hall'a, zderzyła się z prowadzonym przez 64-letnią Myrę Nelson Chryslerem. Wszyscy pasażerowie tego samochodu - Myra Nelson, 80-letni George Nelson, 70-letni Anthony Dietz i jego żona Betty Dietz oraz matka Myry, Audrey Fentress - zginęli na miejscu. Hall i jego pasażer, 16-letni Joshua Barrett, przeżyli wypadek;
  • 1 czerwca 2015 roku 62-letnia Jenny Bennett, doświadczona w pieszych wędrówkach i autorka popularnego bloga "Endless streams and forests" z opisami jej licznych wycieczek po bezdrożach Smoky Mountains, wyszła na trasę z Greenbrier Picnic Area. Jej zwłoki, do połowy zanurzone w strumienui, znaleziono dopiero po siedmiu dniach. Oficjalną przyczyną śmierci była skrajna hipotermia;
  • we wtorek 14 września 2018 roku, rangers znaleźli resztki zwłok 30-leniego mieszkańca Louisville, Kentucky, William'a Lee Hill'a, który zaginąl w parku w piątek w dzikim terenie 2 mile na półónoc od Cades Cove. Hill wraz z kolegą wybrali się do parku szukać korzeni żeńszenia (zabieranie czegokolwiek z parków narodowytch jest nielegalne). Mężczyźni postanowili przeszukać dwa różne obszary lasu i rozdzielili się kilkaset jardów od drogi. Sekcja wykazała, że Hill'a zabił czarny niedźwiedź i częściowo pożarł jego zwłoki. Inne zwierzęta rozwlokły szcząttki na większym obszarze. Niedźwiedź, który jak wszystkie żyjące w parku neidźwiedzie, miał obrożę z nadajnikiem radiowym, dzięki czemu został wytropiony przez rangers i zastrzelony w niedzielę, 19 września;
  • 18 września 2018 roku na Spur wydarzyły się aż dwa wypadki motocyklowe. Pierwszy miał miejsce na Foothills Parkway. Kierowcę z cięzkimi obrażeniami przewieziono helikopteren do szpitala. Kilka godzin później, 24-letni Lawrence Overby Tuck uderzył w stalową barierkę na poboczu i zginął na miejscu;
  • 2 października po trwających cały tydzień intensywnych poszukiwaniach, odnaleziono ciało 53-letniej mieszkanki Cleves, Ohio, Mitzie Susan Clements. Kobieta zaginęła 25 września gdzieś na pieszej trasie Forney Ridhe Trail, niecałe ćwierć mili od Andres Bald i dwie mile od parkingu przy Clingmans Dome. Clements wraz z 20-letnią córką wracały już z trasy. Młoda dziewczyna szła szybciej od matki, kobiety postanowiły więc, że rozdzielą się i spotkają się na parkingu. Susan Clements nigdy tam nie dotarła. Szukała drogi prawdopodobnie przez dwa albo nawet trzy dni i zmarła z zimna i wyczerpania.

To tylko kilka przykładów śmiertelnych wypadków, jakie wydarzyły się w parku. Najgorsze jest to, że wszystkich można było uniknąć i ich ofiary nie stałyby się smutną statystyką. Niedźwiedzie żyjące w parkach są przyzwyczajone do widoku ludzi i atakują tylko wtedy, kiedy czują się zagrożone. Z reguły unikają ludzi, nie odnotowano ani jednego przypadku ataku niedźwiedzia na często uczęszczanych trasach. Jedną z najważniejszych zasad, jest trzymać się wyznaczonych tras, w każdym parku. Równie ważne jest nigdy nie zapuszczać się w odludne miejsca samotnie. Szanse przeżycia wypadku, kontuzji czy nawet ataku dzikiego zwierzęcia, są zawsze o wiele większe w grupie. Gęste lasy są szczególnie niebezpieczne nie tylko z powodu dzikich zwierząt. W lesie można bardzo łatwo stracić orientację. Znane są przpadki ludzi, którzy krążyli w kółko na małym obszarze nawet przez kilka dni, aż do krańcowego wyczerpania, często zaledwie kilka mil od schroniska, parkingu, albo ludzkiej osady. Każda wyprawa w dzikie rejony wymaga przygotowania na najgorszą ewentualność i odpowiedniego ekwipunku.


9. Grand Teton National Park


Szczyty Grand Teton Zdjęcie: Susan Ruggles


Stan: Wyoming
Rok założenia: 1929

Obszar: 309,993 akrów
Odwiedzających: 3.3 milionów rocznie
wypadki śmiertelne (2006-2016): 59


Łańcuch Teton rozciągający się wzdłuż granicy Wyoming z Idaho kilka mil na południe od Yellowstone, to  jeden z najkrótszych łańcuchów wchodzących w skład kolosalnego masywu Gór Skalistych. Liczy zaledwie nieco ponad 40 mil długości, ale jego szczyty wznoszą się na wysokość prawie 14 tysięcy stóp (4,200 m.) co sprawia, że Tetons jest jednym z najpopulrniejszych miejsc wśród wielbicieli gór i amatorów narciarstwa, wysokogórskiej wspinaczki i wszelkich innych sportów zimowych. Na wschód od łańcucha Teton rozciąga się szeroka i płaska jak stół dolina Rzeki Wężewej (Snake River), poprzecinana dziesiątkami leniwych rozlewisk. W słoneczny dzień strome szczyty Tetons są widoczne z wielkiej odległości, nawet z odległych o dziesiątki mil niższych w tym miejscu wzgórz północnego odcinka Gór Skalistych. Od strony Idaho, z masywem graniczy jeszcze większa i dłuższa dolina ciągnąca się setki mil od Caribou-Targhee National Forest na północy, aż do wielkich farm w okolicy Twin Falls. Teton Range jest widoczny prawie ze wszystkich stron.

  • W czwartek 20 czerwca 2013 roku, uczestnik zorganizowanej wyprawy z przewodnikami z firmy Exum Mountain, 55-letni mieszkaniec Colorado Springs, Gary Miller spadł z trasy w okolicy Lower Saddle na Grand Teton. Grupa wracała w dół po zdobyciu szczytu Grand Teton, najwyższej góry w łańcuchu Tetons, kiedy wydarzył się nieszczęśliwy wypadek;
  • 10 września 2013 roku rangers sprowadzili zwłoki 40-letniego mieszkańca Boulder, Colorado, Edwarda Tom'a, ktióry spadł ponad 100 stóp z trasy nas szczyt Grand Teton. Tom, razem z partnerem szukali miejsca na nocleg i przetrwanie gwałtownej burzy na kampingu Petzold Caves. Przyczyną upadku mógł być porywisty wiatr, który zepchnął wspinacza z krawędzi;
  • 22 sierpnia 2015 roku trzy młode kobiety próbowały zdobyć szósty najwyższy szczyt łańcucha Teton, 12,300-stopowy (3,749 m.) Teewinot Mountain. Z nieustalonych przyczyn 27-letnia Tyler Strandberg i 28-letnia Catherine Nix, obie z Jackson, Wyoming, odpadły od stromej ściany i runęły ponad 200 stóp w dół. Ich zwłoki znaleziono na skalnej półce na wysokości 11,500 stóp. Trzecia uczestniczka wspinaczki, 26-letnia Rebecca Anderson również z Jackson, zdołała wezwać pomoc telefonem komórkowym. Po wielu godzinach została bezpiecznie sprowadzona na dół przez ekipę ratowniczą. Park Service podał w oświadczeniu, że młode kobiety próbowały zdobyć szczyt wchodząc po uznawanej za stosunkowo łatwą East Face, ale z dala od znanych i uczęszczanych tras. Nie używały raków ani lin, próbowały wejść na szczyt bez właściwego zabezpieczenia;
  • 23 lipca 2016 roku doświadczony przewodnik górski pracujący dla firmy Exum, 42-letni Gary Falk, spadł z wysokości ponad 2,400 stóp. Falk i drugi przewodnik sprowadzali na dół grupę wspinaczy po zdobyciu szczytu Grand Teton. Falk wypiął przyrząd zjazdowy z wbitej w ścianę kotwicy żeby poprawić zablokowaną linę zabezpieczającą;
  • 11 czwerwca 2018 r. w okolich parku zaginął szybowiec z dwoma osobami, który wyleciał wcześniej z Driggs w Idaho. Tego samego dnia w niedostępnej partii gór pomiędzy Middle Teton i South Teton odnaleziono wrak, a w nim zwłoki znanej śpiewaczki operowej, 65-letniej Kristine Ciesinski z Victor, Idaho i jej przyjaciela, również 65-letniego Davida Ross'a z Salt Lake City, Utah. Oboje zginęli w katastrofie;
  • 25 czerwca 2018 roku ratownicy Jenny Lake Climbing Rangers wydobyli ciało mieszkańca New Jersey, Burak'a Akil, który wchodził na Teewinot Mountain po wytyczonej trasie. Akil miał kask i liny, miał też raki, ale ich nie użył. Stoczył się kilkaset stóp po zamarzniętym śniegu i spadł z kilku półek skalnych;
  • późnym wieczorem (ok.10:30) w niedzielę 22 lipca 2018 roku, Park Rangers otrzymali telefoniczną informację od grupy wspinaczy, którzy zeszli na linach z Guide's Wll do Cascade Cnyon, że natknęli się oni na trasie na samotną kobietę uwięzioną na zamarzniętym skalnym występie. Jeszcze tej samej nocy dwóch rangers zdołało dotrzeć do niej na odległość głosu, ale podjęcie akcji ratunkowej nie było możliwe. Dowiedzieli się jednak, że dziewczyna, 24-letnia Grace Mooney z Madison, Wisconsin, wspinała się razem z partnerem, który spadł z trasy, że nie jest ranna i że może doczekać do rana. Rano w poniedziałek ekipy ratunkowe sprowadziły Grace Mooney i odnalazły ciało 33-letniego Marco Dees'a z New Paltz, New York. Paltz prawdopodobnie ześlizgnął się z liny zabezpieczającej.

Główną przyczyną wypadków w górach jest błąd w ocenie terenu oraz przecenienie własnych możliwości i umiejętności. Dotyczy to oczywiście osób, pragnących zdobywać szczyty. Park narodowy Grand Teton to jednak nie tylko wysokogórska wspinaczka, ale również piękna, zielona dolina, w której można znależć mnóstwo innych atrakcji.


10. Zion National Park


Zion National PArk Zdjęcie: John Fowler


Stan: Utah
Rok założenia: 1919

Obszar: 146,597 akrów
Odwiedzających: 4,5 miliona rocznie
wypadki śmiertelne (1919-2016): 32+


Mogłoby się wydawać, że Zion jest ogólnie bezpieczny, w każdym razie o wiele bezpieczniejszy od wszystkich wymienionych tu parków. 32 śmiertelne wypadki za 95 lat, przy stale wzrastającej liczbie turystów, to właściwie nic, dlatego Zion nie jest nigdy wymieniany na liście najniebezpieczniejszych parków i obszarów rekreacyjnych w USA. Nie oznacza to jednak, że faktycznie jest bezpieczny, prawdziwej liczby ofiar śmiertelnych wypadków nikt zresztą nie zna. Zion National Park może się niebawem znaleźć na samej górze tej przerażającej listy - właśnie z powodu systematycznie wzrastającej liczby odwiedzających go turystów. Każdego dnia pieszą trasę na Angels Landing, uważaną za najtrudniejszą ze wszystkich tras w amerykańskich parkach narodowych, pokonują setki osób. Trasa, w niektórych miejscach zaledwie stroma, skalna półka o szerokości kilkunastu cali nad 1,000-stopowymi przepaściami po obu stronach, staje się tłumnie uczęszczaną aleją, po której przeciskają się prawdziwe tłumy. Coraz większy tłok jest też w drugim, najbardziej niebezpiecznym miejscu w Zion - Emerald Pools. To czarujące miejsce wygląda jak scena z bajki, ale w wyniku samych tylko upadków z klifów i skał, zginęło tu więcej ludzi niż w wyniku upadków z Angels Landing. Upadki z 40 stóp nie są nigdy tak nagłaśniane jesk te z tysiąca, ale efekt jest zawsze ten sam. Niebezpiecznych miejsc, w których wystarczy tylko moment nieuwagi żeby na zawsze pożegnać się z tym światem, jest w tym parku o wiele więcej. Ludzie ginęli na Observation Point, na przepięknej trasie w Hidden Canyon i w The Narrows. Nagłe, gwałtowne powodzie spowodowane burzą całkiem gdzie indziej, są największym zagrożeniem we wszystkich "slot canyons". W kanionach Zion National Park takie powodzie zdarzają się przez cały rok.

  • W 1998 roku 28-letni Jeffery Dwyer z Sandpoint, Idaho, spadł z wysokości 150 stóp na jednym z zakrętów na trasie do Angels Landing;
  • w marcu 1997 roku podczas wycieczki z rodzicami i z siostrą, 12-letni Tyler Jeffrey Eggertz poślizgnął się na omszałym kamieniu i spadł z wysokości ponad 100 stóp z krawędzi wodospadu na Heaps Creek;
  • w lecie 2000 roku 60-letni Georg Sender z miejscowości Illertissen w Niemczech, spadł z trasy na Angels Landing;
  • w 2004 14-letni Kristoffer Jones spadł z tej samej trasy podczas wycieczki skautów. Według zeznań innych chłopców, Kristoffer założył się z kolegą, że zdoła podczołgać się do samej krawędzi i wydrapać w skale swoje imię;
  • w sierpniu 2009 roku, 55-letnia Nancy Maltez z Glendora, California, spadła w przepaść ze Scout Lookout, miejsca uważanego za bezpieczne na trasie do Angels Landing. Scout Lookout to ostatni punkt, gdzie można bezpiecznie zawrócić przed najtrudniejszą częścią trasy;
  • w tym samym miesiącu z Virgin River wydobyto zwłoki dwóch młodych mężczyzn (23 l.). Jesse Scaffidi i Daniel Chidester postanowili pokonać najtrudniejszy odcinek rzeki, The Narrows, na skleconej z bali tratwie ignorując informacje o podniesionym poziomie wody i bez zezwolenia na spływ. Żaden z nich nie miał kamizelki ratunkowej ani specjalnego, nieprzemakalnego kombinezonu zalecanego przez znawców tego sportu. Woda miała tego dnia temperaturę 40°F (4.5°C);
  • wrzesień, 2009 - 74-letni emerytowany neurochirurg Yoshio Hosobuchi z Novato, California, zmarł wisząc przez całą noc na linie głową w dół podczas próby zejścia do kanionu Subway. Nie wiadomo co było bezpośrednią przyczyną wypadku, sprzęt był w dobrym stanie. Prawdopodobnie Hosobuchi nie miał dość sił aby zejść na dół ani żeby wciągnąć się z powrotem na górę. Jego 61-letnia żona zdołała z wielkim trudem wyciągnąć się na powiedrzchnię i zaalarmowała rangers;
  • 27 listoipada 2010, 50-letnia Tammy Grunig z Pocatello, Idaho, spadła z wysokości ponad 1,000 stóp na Angels Landing;
  • wrzesień, 2015. Siedmioro doświadczonych wędrowców utonęło w wąskim Keyhole Canyon w nagłej powodzi spowodowanej zmianą pogody i deszczem w innej części Utah. Slot canyons, jedne z najpiękniejszych tworów natury, mogą się stać śmiertelną pułapką w ciągu kilku minut;
  • w 2017 roku 29-letnia mieszkanka Las Vegas, Bernadette Vandermeer, spadła z wysokości 1,300 stóp podczas wspinaczki z mężem na szczyt Angels Landing;
  • kilka tygodni później z tego samego miejsca spadł 53-letni mieszkaniec Missouri, Barry Goldstein;
  • w lutym 2018 13-letnia Donia Jessie z Short Creek, UItah, spadła ze szczytu Angels Landing. Jej ciało znaleziono 1,500 stóp poniżej klifu;
  • w sierpniu 2018 w ślepym zaułku przy końcu pieszej trasy Deertrap Mountain znaleziono ciało 47-letniego mieszkańca Utah, Maurice Harris'a. Władze parku nie podały przyczyny śmierci Harris'a.

Zion National Park jest uważany za jeden z najpiękniejszych rezerwatów przyrody w USA. Wielu ludzi wraca tu często, niektórzy regularnie, co rok, albo przynajmniej co kilka lat. Pokonują te same trasy, mają ulubione miejsca. Są doświadczeni i ostrożni. A mimo to, nawet oni padają czasem ofiarami śmiertelnych wypadków, tak jak wspomniana wczesniej Nancy Maltez, która pokonywała Angels Landing wiele razy i doskonale znała cała trasę. Spadła w przepaść w miejscu uważanym za bezpieczne. Wystarczy moment nieuwagi, nawet na wytyczonych trasach. Wszyscy dobrze znający szlaki w parkach, zwłaszcza takie jak Angels Landing w Zion albo Half Dome w Yosemite podkreślają, że żadna trasa nigdy nie jest "a must". Jeżeli nie czujesz się naprwdę absolutnie pewny/pewna, że dasz radę, zrezygnuj. W każdym parku jest milion innych miejsc, równie pięknych.

W 2014 roku dwóchu autorów, znawca parku Dave Nally i weteran służb ratunkowych Bo Beck, wydali wstrząsającą książkę opisującą 73 śmiertelne wypadki jakie wydarzyły się w Zion na przestrzeni lat pod tytułem “Deaths and Rescues in Zion”. Autorzy analizują każdy przypadek i dochodzą do wniosku, że prawie zawsze fatalny ciąg wypadków zaczynał się od błędu w ocenie warunków, pogody albo własnych możliwości. Prawie wszystkich można było uniknąć, gdyby ktoś nie zignowował ostrzeżeń, sprawdził prognozę pogody, nie zapomniał zabrać jakiegoś ważnego elementu wyposażenia, który w krytycznym momencie okazał się tym ostatnim, śmiertelnym szczegółem.


Web Analytics